To były czasy. Kto miał papier rządził. Ja miąłem tyle szczęścia że mój tata nie był jakimś tam zwykłym inżynierem czy doktorem tylko kierowcą w RUCHU. Największe figury na dzielnicy. W tamtych czasach byli jak maklerzy na giełdzie papierów toaletowych. Pamiętam że jak szedłem z mamą do przychodni i czekaliśmy do rejestracji (a kolejki w rejestracji gigantyczne) to zawsze jakaś pielęgniarka podchodziła i pytała mamę czy nie ma może kremu nivea albo szamponu. Ja pierdole co się działo jak powiedziała że ma kilka kremów w domu. Po kilku sekundach okazywało się że my jesteśmy już zarejestrowani a za minutę wchodzimy do lekarza. A Pani doktor pierwsze pytanie jakie zadała to: A ma Pani może jeszcze papier toaletowy?
Jak miałem 3 lata to tego nie rozumiałem i mnie to dziwiło że ludzie o papier pytają przecież my mamy cały worek
.
Jak miałem 5 lat to w wakacje jak przedszkole było zamknięte jeździłem z tatą w "trasę" czyli z towarem po kioskach ruchu. Co to się działo jak podjeżdżaliśmy pod kiosk. Nagle nie wiadomo skąd pojawiały się tłumy.