Tym razem ja zapraszam na Liryczne straszenie kota:
Kocie, zaganiaczu lub legwanie
nie ważne ja mam wyjebane,
tak jak twój tatuś, pomyliłeś portale,
dziwka złą dziurą usiadła na pale.
Widać to po latach, gdy jesteś duży,
żadna lampucera nie oprze się twej róży,
jednak na tej stronie, nie myślę o jaszczurkach,
pryszczaty stulejarzu, gimbusie w rurkach.
Więc kulturalnie i szczerze proponuję,
na Kwejku takie tematy fajnie wchodzą,
jak w twój odbyt wszelkie chuje.
Boże, gdzie te dzieci YouTube'a się rodzą?
Proszę, tylko bez krytyki, bo jestem pijany!
Ach te wspólczesne zabawy, aż łezka w oku sie kręci. Kiedyś to przynajmniej zawiązywano kotu dwie klepki drutem do ogona albo puszke i tak popierdalal w nieskaczoność wystraszony hałasem. Co bardziej zniecierpliwieni oblewali kota denaturatem i podpalali, nabierał wtedy niesamowitej prędkosci, i wbrew pozorom im szybciej biegniesz tym większe chłodzenie, wcale kot nie gasł. Zabawe anihilowała milicja obywatelska kiedy tak puszczone zwierzaki wywołały kilka pozarów. Dzisiaj absolwenci tych zabaw zasilaja zakłady karne.
Koty to są jakieś pierdolnięte. Kiedyś nie miałem kotów......
Poszedłem do kotłowni dorzucić, wychodzę, sipa w łapach (łopata) a tu jakieś czarne huj wie co. Jak jej kurwa nie zajebałem.... Odrzuciło cholerę za garaż. Otrzepała się i została. Została bo kurwa siostra mieszkająca obok walnie się przyczyniła, znaczy się żryć dała. No i pozamiatane, dasz kotu żryć i huj, nie odejdzie.
Jak została to machłem ręką... może myszy nie będzie.
Przyszedł marzec... no i się kurwa zaczęło. W życiu bym nie pomyślał, że tyle kotów (samców) w okolicy. Cieczka u suki to nic w porównaniu do kotów. Zresztą suki to chociaż pozory stwarzają, niby spierdalają, niby nie chcą, jak kobity, udają porządne.
A kotki to w dupie mają konwenanse. Dupę nadstawia i czeka na załadunek. A jak popatrzysz na te samce co przyłażą, to za huja nie przewidzisz, czy czarne będzie, czy siwe, czy huj wie jakie.
No się okociła, 3 czarne, jedno typowe, szarosiwe kurestwo. W sumie nawet polubiliśmy te stworzenia, więc jedno zostawimy.
Padło na szarosiwe coś. Kolejny miot, tym razem podwójny. Bo ta szarosiwa też poczuła naturę .
Ale jakoś daliśmy radę, wydało się ludziom, choć ten od tej szarsiwej jak go łapałem to mnie kurwa dzikus ujebał w paluch, a jak zawiozłem do kumpla, zaszył się w warsztacie za płytami i 2 tygodnie nie wychodził, no chyba, że w nocy żeby się nawpierdalać. Choć ten huj najlepiej trafił, "ciotka" karmi go szynką i baleronem, więc jak rzuciłem mu flak od kaszanki, to ino powąchał i poszedł w huj, ale ciotka sprzątła, wyrzuciła znaczy się (flak, nie kota).
Kolejny miot... kotka zaczęła tyć, więc znowu kurwa będą małe, jakby 500+ dawali za koty, bym nie musiał robić...
Ale mam zajebistą sąsiadkę, zamknęła te małe, by matka nie miała dostępu. Pewnie cwana wymyśliła, że zdechną, sadystka pierdolona.
Nie zdechły, po tygodniu sąsiad urządził akcję... desant przez płot.
No i 4 przybyły. Te to dopiero zdziczałe. na widok człowieka włączał im się tryb "Usain Bolt". I od tego czasu mam przejebane, w tym roku 2 mioty!!! Kurwa, ten co wynalazł sterylizację ma skrzynkę wódki.
Jak tylko przestanie karmić weterynarz. A jak się okoci w styczniu... siekiera.