Nie każdy musi mieć pełno w portkach w takiej sytuacji.
Jak leciałem pierwszy raz 737 (ale Boeingiem, nie Airbusem
wpadliśmy w turbulencje.
Znajomy, z którym leciałem mało się nie zesrał, szczególnie, że jak zajmowaliśmy miejsca usłyszał ode mnie "Kaziu, dobrze jest mamy miejsca w przedostatnim rzędzie, statystyki mówią, że w razie katastrofy mamy największe szanse przeżycia"
Natomiast ja byłem wniebowzięty, dla mnie to było fantastyczne przeżycie, więc jak wracałem Airbusem (ale nie 737 tylko A320) byłem zawiedziony, że nie zawsze są turbulencje...