Wszyscy są źli?
wychwalasz religię jako przyczynek postępu i przytaczasz na dowód czasy średniowiecza.
Jestem gotów śmiało stwierdzić że to religia nauczyła ludzi w dawnych czasach pewnej moralności i pewnych zasad. Dlatego nie widzę przeciwwskazań żeby religie wśród nas funkcjonowały. Z historii wiadomo że ateizacja społeczeństwa często kończy się rozlewem krwi i godzi to w wolność człowieka. Historia pokazuje też że społeczeństwo nie potrafi funkcjonować bez religii. To jest tylko sinusoida która raz zbliża do wiary w pewnego boga (zależnie od religii) a raz do ateizmu. Prostym przykładem są epoki począwszy od średniowiecza, idąc przez romantyzm i oświecenie, aż do czasów współczesnych.
Albo przykład wypraw krzyżowych, z której strony kościół był w nich orędownikiem pokoju??
Dlaczego ktoś kurwa zakładał i jakim prawem, że ten czy inny człowiek chciał być katolikiem i dlaczego kiedy otwarcie ogłosił, że nim nie jest był uznawany za syna Diabła i palony na stosie??
To nie ateizm prowadził do rozlewu krwi tylko właśnie religia i to ta sama religia hamowała postęp.
Nawet dzisiaj, kiedy nauka poszła tak bardzo do przodu, kiedy mechanizmy poczynania dzieci są dobrze poznane i kiedy jebane prezerwatywy nie robią nikomu krzywdy a pomagają opanować dzietność, kościół katolicki ma czelność mówić, że to grzech, że mąż ma pompować swoją spermę w żonę jak miał ochotę na seks a potem modlić się żeby kalendarzyk zadziałał. No błagam ale z takim przewodnictwem to jako ludzkość nigdzie nie zajdziemy.
Takie podsumowanie, religia rozwija moralność ale hamuje postęp z kolei ateizacja rozwija naukę ale odczłowiecza. Jak na razie ludziom nie udało się znaleźć złotego środka
Z tą 'szarością'
Co do twierdzenia, że niewierni są gorsi, to się prawie nie spotkałem z kimś kto tak twierdził (poza jakimiś nawiedzonymi debilami).
A czy ty, pisząc o przeznaczeniu każdego człowieka i o tym co jest po śmierci nie stworzyłeś właśnie typowo religijnych dogmatów?
Śmierci obawiam się, gdy rozważam ją pod kątem 'wyłączenia świadomości' - jeśli coś takiego przytrafi się żywemu człowiekowi, to gdy się ocknie to ma wrażenie że nie minęła sekunda, nawet jeżeli minęło pół godziny. No i teraz pytanie - a co jeśli już się nie 'włączysz' z powrotem? Jedną z teorii, które założyłem jest to, że będziesz żył w ostatniej chwili przed śmiercią, którą zapamiętałeś, albo że będziesz 'wiecznie żył' we wspomnieniach z twojego życia. Dlatego chcę żyć tak, by mieć co wspominać .
A jeśli nie wspomnienia, to co? Czyżby gówno? W tej sytuacji będziemy trochę jak foton, dla którego nie istnieje taka wartość jak czas - jeśli kiedyś poruszał się wolniej, to normalnie sobie był. W momencie, gdy osiągnął prędkość c, to czas zniknął, więc nie mógłby myśleć (impulsy w mózgu potrzebują czasu żeby się przemieścić). Oczywiście pominąłem dualizm korpuskularno - falowy Nie mógłby też czuć, jego świadomość zatrzymuje się tu, gdzie zatrzymało się nasze pojmowanie a zaczeła fizyka kwantowa
W tej sytuacji znacznie przyjemniej założyć jakiś 'dogmat'. Widzisz - ja na podstawie zeznań ludzi, którzy byli o włos od śmierci wysnułem takie pseudonaukowe teorie - ty, podobnie jak wszystkie religie, założyłeś że 'coś' potem jest. Chociaż szczerze mówiąc sam nie jestem przekonany do swoich pomysłów, najlepiej to o śmierci albo nie myśleć, albo dla świętego spokoju założyć coś, co pozwoli wyeliminować strach.