Przypomniała mi się sytuacja z pogrzebów. Na studiach dorabiałem sobie pracując w firmie pogrzebowej. Nosiliśmy trumnę (nazywaliśmy to paczuszką), kwiaty itp. no i oczywiście składaliśmy trumnę do pieczary. Całość nazywaliśmy "imprezką". Pewnego chłodnego zimowego dnia na imprezce wszystko poszło cacy, paczuszka w dziurze, kwiatki porozkładane, żałobnicy płaczą i jak już mieliśmy się zwijać, podeszła do nas wdowa, żona denata (swoją drogą ciężki skurwesyn był, kuchnia żonki wchodziła na masę w chuj) i biedna kobita z napuchniętymi od płaczu oczami, patrzy na nas delikatnie się uśmiechając. Stoi i dziękuje nam jaki to piękny pogrzeb zrobiliśmy, jak ładnie wszystko wyglądało, bla bla bla i na koniec pyta nas: "Panowie, jest zimno, wy taką ładną ceremonie zrobiliście. Czy mają może Panowie ochotę na coś ciepłego by się ogrzać? Zapraszamy na herbatę i poczęstunek." No wszystko git my uśmiechnięci a tu nagle jeden łepek z naszej ekipy wypala do niej: "Dziękujemy bardzo ale nie możemy.
Następnym razem"
... Mnie zatkało i zmyliśmy się w sekundę zachowując grobowe miny. W karawanie śmiechom nie było końca