"Ordinary Love" pochodzi z płyty o najchujowszej nazwie na świecie - "mandela" (z małej bo bez szacunku). Tego mandelę zbrodniarza pierdolonego to bym kurwa technicznie zajebał. Ale pierdolone hamburgiry i gimbusy i tak myślą, że mandela był dobry, appartheid zniósł (ciekawostka - po zniesieniu rzekomo straszengo appartheidu liczba żyjących w ubóstwie murzynów wzrosła 1,5 raza
).
Sama nuta dobra, zespół w porządku, ale mandela skurwysyn, jebię mandelę i za to minus.