Wysłany:
2016-07-26, 23:30
, ID:
4640556
4
Zgłoś
Jak dla mnie najbardziej żenującym kabaretem byli paranienormalni. Udawanie debili (a może tylko wyeksponowanie własnych cech?) nie powinno być podstawą kabaretu.
Wiele początkowych skeczy takich grup jak Ani Mru Mru czy KMN opierało się na ciekawej grze słów lub humorystycznym komentarzu do sytuacji politycznej. A teraz? Dziesięć przejęzyczeń w jednym zdaniu, żeby było pseudośmiesznie vide stuhr na telekamerach.
Ale żeby nie było, że narzekam tylko na to co jest teraz. W latach 90-tych na udawaniu debila wypromował się Marcin Daniec ze swoim "Marcinkiem". Kryszak jeśli dobrze pamiętam też bazował na przejęzyczeniach i humorze trafiającym raczej do osób z konkretnej grupy.
Cenię sobie inteligentny humor i dla przykładu lubię sobie co jakiś czas obejrzeć simpsonów - ilość podtekstów i nawiązań do sztuki, kultury, polityki i wielu innych dziedzin życia przekracza wszelkie normy. I nawet gdy wracam do odcinków, które oglądałem kilka lat temu, zaskakuje mnie jak wiele rzeczy pominąłem wcześniej i z drugiej strony jak wielu informacji o świecie dowiedziałem się przez te lata. To jest fajne gdy widz może nie tylko się zaśmiać, ale też ma połechtane ego gdy wyłapał coś między wierszami. Niestety w polskich kabaretach ostatnio nie ma już przekazu między wierszami i jak ktoś pod sceną nie pokaże tabliczki kiedy trzeba się śmiać, to jest obawa, że publiczność się nie zaśmieje...