Dymuś napisał/a:
Wku**ia mnie gadanie jarasz- bedziesz miał raka . Ku**a każdy z nas ma raka tylko u jednych jest nieaktywny a u drugich aktywny .
Każda komórka naszego organizmu, która podlega podziałowi mitotycznemu, powoduje powstanie kolejnych komórek, których materiał genetyczny jest identyczny, w porównaniu do materiału komórki, z której powstała. Może jednak zdarzyć się tak, że w wyniku zadziałania pewnych czynników fizycznych, chemicznych, hormonalnych, biologicznych dojdzie do uszkodzenia skomplikowanej maszynerii odpowiedzialnej za powielanie materiału genetycznego i kolejna komórka, która powstanie, ma ten materiał zniekształcony, uszkodzony. Z jednej strony doprowadzić może to do degeneracji komórki i do jej śmierci, co w sumie nie jest najgorszą sytuacją, jednak w niektórych innych sytuacjach może komórkę „unieśmiertelnić”. Taka zmutowana komórka zaczyna żyć swoim własnym życiem, dzieli się bez kontroli innych, sąsiednich komórek, wytwarza substancje, których w normalnych warunkach nie wytwarzałaby, staje się odporna na czynniki regulujące naszego układu immunologicznego, może posiąść zdolność łamania otaczających ją barier i naciekania sąsiednich struktur, może nabyć umiejętność odrywania się i migrowania na znaczne odległości, dając początek przerzutom nowotworowym. Cały proces kancerogenezy u człowieka został dość dobrze poznany, jednak możliwości ingerencji i leczenia mamy wciąż dość ograniczone. W aspekcie omawianego mitu, jego pierwszej części, nie można powiedzieć, że każdy z nas ma w sobie raka, można natomiast powiedzieć, że w pewnym sensie każdy z nas posiada skłonność do kancerogenezy, jednak dzięki sprawnie funkcjonującym mechanizmom naprawczym, u znakomitej większości z nas ostatecznych efektów tego procesu nie będzie dane nam zaobserwować. Na szczęście.
Druga część mitu również pozostaje nieprawdą. Samo „ciepło” nie wystarczy. Musi być „gorąco”. To gorąco, nie ciepło wywołuje uszkodzenie termiczne, które denaturuje białka danej tkanki, a jeśli powtarza się cyklicznie, doprowadza do powstania przewlekłego stanu zapalnego, które samo w sobie może być czynnikiem włączającym kancerogenezę. Takiej temperatury nie można nazwać ciepłem, bo oparzenie termiczne wywołuje przecież wysoka temperatura. Nie ciepło, ale gorąco – można by rzec.
I rzeczywiście uważa się, że na przykład jednorazowe, ale istotne poparzenie przełyku stanowi sytuację, w której po upływie 10-20 lat może, ale nie musi, dojść do powstania tzw. raka w bliźnie. W omawianym przypadku mamy jednak najczęściej do czynienia z oparzeniem chemicznym, a nie termicznym. Obserwuje się również, że przewlekłe spożywanie gorących, gotujących się niemal płynów (nie ciepłych!) przez niektóre kultury naszej ziemi niewątpliwie związane jest z wyższą zapadalnością na raka przełyku. Brawo, Panie Mateuszu!
Pamiętajmy jednak, że wszystkie te wnioski wyciągane są na podstawie niejednorodnych badań retrospektywnych i obserwacyjnych, zatem i wnioskowanie powinno być dość ostrożne. Inaczej jednak przecież nie można. Nie można przecież zaprojektować w tym temacie badań prospektywnych!
Podejmując zatem werdykt muszę powiedzieć, że:
1. nie można powiedzieć, że „każdy ma w sobie uśpionego raka” - skłonność do mutacji to nie to samo co „rak”,
2. nie można powiedzieć, że „ciepło go budzi” - samo „ciepło” nie wystarczy, jeśli już, to musi wystąpić przewlekłe termiczne uszkodzenie wysoką temperaturą. Jeśli już.
Piśmiennictwo
David Warshawsky, Joseph R. Landolph Jr. Molecular Carcinogenesis and the Molecular Biology of Human Cancer, 2005, CRC Press, USA
webmd.com/cancer/news/20090326/hot-tea-may-raise-esophageal-cancer-risk
... ty pierdolony debilu