18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 13:04
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 2:25

#wyspa

Pozytywnie. Po nawałnicy.

cezar942015-07-20, 14:24
Jedni po potężnych burzach liczą straty, inni się świetnie bawią. Życie. "By ktoś jęknął z rozkoszy, ktoś musi klęknąć".

cys23 • 2015-07-20, 14:34   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (37 piw)
w sumie to nic nie pokazali. Przeszli się po kałużach w klapkach i wskoczyli do jednej. Żeby chociaż jakoś widowiskowo ślizgali się po tej trawie...takie trochę to wszystko pizdowate jest.

Reportaż CNN o sztucznych wyspach usypywanych przez Chiny

C................a • 2015-05-27, 10:08
Coraz większe napięcie na linii USA-Chiny o sztuczne wyspy usypywane na Morzu Południowochińskim.

Cześć, z tego powodu, że filmy z "własnych" wypraw cieszą się dużą popularnością - chciałbym przedstawić Wam mój film z wyprawy na Islandię.

W skrócie - jesteśmy grupką przyjaciół, która założyła "działalność" o nazwie Join The Trip, dzięki której każda chętna osoba, z zewnątrz może razem z nami pojechać w odległe i egzotyczne miejsca. Naszym priorytetem jest przede wszystkim ograniczenie kosztów do minimum i zwiedzenie jak największej ilości miejsc. Oczywiście cały wypad organizujemy sami, bez żadnych biur podróży itp.

Nasz kolejny wyjazd już na dniach i wyjeżdżamy do Gruzji

Wyspa Pitcairn

Iguor2014-02-27, 18:26
Przeklejam ciekawy artykuł o wyspie Pitcairn, będący wstępem do obszerniejszego reportażu, który ukazał się w zeszłym roku w książce o tytule "Jutro przypłynie królowa" Macieja Wasielewskiego (Czarne 2013).
No więc miłego czytania zboczeńcy:

Tropikalny raj czy przeklęta wyspa?

Maciejowi Wasielewskiemu, młodemu polskiemu reporterowi, udało się dostać na wyspę Pitcairn tylko dzięki temu, że podszywał się pod badacza żeglarskich sag. To, co odkrył na miejscu było bardziej przerażające od najgorszych wyobrażeń. Wrócił i opisał piekło, które wydarzyło się na tym niewielkim skrawku lądu na Oceanie Spokojnym...

Uginające się od soczystych owoców mandarynkowe sady, piękne kwiatowe ogrody, setki drzew - w tych rajskich okolicznościach przyrody rozegrał się prawdziwy horror, którego nie wymyśliliby nawet scenarzyści o najbardziej chorej wyobraźni. Zamieszkujący wyspę chłopcy i mężczyźni przez lata bezkarnie gwałcili małe dziewczynki. Bo mieli na to ochotę. Bo nie musieli się nikogo i niczego bać. Bo byli silni, rządzili całą wyspą i nikt nie mógł im podskoczyć. "Widzieli w nas tylko pochwy i piersi" - mówi jedna z ofiar.

Na kolejnych stronach piszemy więcej na temat tego niewyobrażalnego dramatu, oprawców i ich ofiar, życia na Pitcairn, mieszkańców wyspy oraz cytujemy kilka wstrząsających fragmentów "Jutro przypłynie królowa" Wasielewskiego (Wyd. Czarne).

Obcy nie są tutaj mile widziani

Pitcairn to należąca do Wielkiej Brytanii wyspa na Oceanie Spokojnym. Obecnie zamieszkuje ją 60 osób. Zaledwie sześć razy do roku w pobliże wyspy podpływa statek. Nie wyląduje tutaj żaden samolot, nie doleci żaden helikopter. "Pitcairneńczycy wierzą w doskonałą komunę, odgradzają się od świata, nie zbudowali portu". Trudno się stąd wydostać, jeszcze trudniej tutaj trafić. Mówiąc grzecznie - obcy nie są mile widziani.

Pewien angielski dziennikarz został deportowany jeszcze zanim zdążył zejść z pokładu. To samo spotkało francuskiego autora książek podróżniczych. Pewna reporterka usłyszała: "Powiesimy cię, jeśli o nas źle napiszesz". Korespondentka australijskiego "The Independent" była zastraszana. Na forum internetowym zamieszczono post: "Kathy Marks powinna być zastrzelona".

Nicola i Hendrik z Niemiec dotarli co prawda na wyspę, ale szybko z niej uciekli - nie wiadomo dlaczego. Jak więc udało się dostać na Pitcairn i przeprowadzić dziennikarskie śledztwo Wasielewskiemu?



"Co za diabeł prowadzi cię na Pitcairn?"

"Napisałem do konsulatu Pitcairn w Auckland, że interesuję się antropologią, badam sagi żeglarskie. Pytania i podejrzenia - człowiek kaja się bardziej niż w ambasadzie Stanów Zjednoczonych. W końcu urzędniczka wysłała papiery na Pitcairn. Po dwóch tygodniach dostałem pozwolenie na przyjazd" - opowiada Wasielewski.

Reporter opisuje w książce swoją drogę na wyspę. Wraz z załogą statku ekspedycyjnego dociera na odległość dwustu metrów od brzegu. "Co za diabeł prowadzi cię na Pitcairn?" - pyta Wasielewskiego jeszcze na pokładzie Rob, pierwszy kapitan - "Dwa razy zszedłem tam na ląd. Mówię ci, ta wyspa jest przeklęta. Ludzi łączy tylko współodpowiedzialność za zbrodnię". W końcu do czekającego statku podpływa łódź, a w niej kobieta i 12 mężczyzn...

"Ona będzie pytać, sprawdzać paszporty, ustalać, kto ma wstęp na ląd. Oni są po to, żebyś przypadkiem nie zechciał dyskutować. Ale najpierw pytania, grad pytań, pytania się powtarzają: kim jesteś, co wiesz o Pitcairn, jaki jest cel twojej podróży. No bo przecież żeby pokonać te szesnaście tysięcy kilometrów, trzeba mieć jakiś cel. I jeśli nie jesteś dziennikarzem albo reporterem, to masz prawo wskoczyć na łódź, i płyniecie w stronę brzegu".



"Wydarzenia minionych lat"

Wasielewskiemu udało się przebrnąć przez dziesiątki pytań i nie zdradzić się z faktem, że jest dziennikarzem, więc dostaje się na Pitcairn. Jego przewodnikiem zostaje Donna, niegdyś burmistrzyni wyspy, dzisiaj - pracownica Służby Celnej i policjantka. "Donna mówi, że bez wspólnoty człowiek znaczy niewiele. I że ludzie, którzy myśleli inaczej, odpłynęli" - dowiaduje się Wasielewski już na wstępie.

"Ziemię dostajesz za darmo, a cała społeczność pomaga ci wybudować dom" - wyjaśnia Donna. I nieco dalej: "Płynie w nas krew buntowników z Bounty. Pula genów pochodzi od dziewięciu angielskich marynarzy i tuzina tahitańskich kobiet. Z rozmysłem dobieramy mężów i żony z zewnątrz. Nie każdy może żyć w naszej komunie. Kierujemy się klarownymi zasadami: ducha hartujemy przez pracę, ciału oddajemy szacunek.

Nie używamy alkoholu ani mocnej kawy. Wyzbyliśmy się namiętności. Do niedawna pastor dbał, by diabeł nie mącił nam w głowach, i opiniował filmy, które sprowadzaliśmy na wyspę. [...] Sami regularnie organizujemy spotkania dyskusyjne pod hasłem "Jak ulepszyć Pitcairn". Wydarzenia minionych lat nauczyły nas wybaczać".



Chłopcy na straży tajemnicy

"Większość wyspiarzy nie chce ze mną rozmawiać, bo konsekwencje rozmów z obcymi mogą być poważne. Może dojść do samosądu. Dowiedziałem się, że kilkoro Pitcairneńczyków obawia się przypadkowej śmierci. Tu rządzą mężczyźni szybkich decyzji, tacy, którzy się nie zawahają. Mówią na nich Chłopcy" - pisze Wasielewski.

To Chłopcy stoją na straży tajemnicy i budzą strach: "Kto złamie ciszę, ten Judasz. Ten skończy marnie. Na Pitcairn niektóre informacje są jak zawleczki granatów".

"Widziałeś jak Pitcairneńczyk bawi się gekonem? [...] Wypuszcza go ze słoja, śmiech, gekon szaleje, boi się, skacze po ścianach, po zamkniętym pokoju, głupi, liczy, że ucieknie na wolność. Widziałeś? Tak było z nami na wyspie" - mówi Veronika, jedna z ofiar Chłopców, z którą udało się porozmawiać Wasielewskiemu.

Chłopcy polują na dziewczynki

"Przypominało to polowanie na gekony, lecz na zamkniętej przestrzeni. Kiedy temperatura w spodniach Chłopców rosła, dziewczęta chowały się w puszczy, po norach, na drzewach, bo w domach też nie było bezpiecznie. Spędzały w ukryciu długie godziny. Trzy godziny. Pięć godzin. Kiedy wrócić do domu? Kiedy jest odpowiednia pora? Nie zawiedź mnie, intuicjo" - czytamy w "Jutro przypłynie królowa". I dalej:

"Bo gwałt dało się przewidzieć. Mężczyźni wysyłali sygnały. Żartowali. Czekali za rogiem. Rzucali uśmiechy. Takie, których nie wolno odrzucić. Jak dziewczynka odrzucała uśmiech, to rodziła się pretensja. A pretensja była pierwszym krokiem do gwałtu. Więc prowadziły grę. Kto kogo przechytrzy. Uśmiechnę się, żeby zadowolić, ale nie sprowokować. Stawką - jeszcze jeden dzień bez.

Ale ile można wygrywać ogranym trikiem? Więc potem znowu - w zakamarki, kryjówki, półcienie. Dokąd teraz pójść, skoro tu mnie znaleźli? Jak długo siedzieć? Dokąd pójść, kiedy chce się jeść? Gdzie się chować? W domu - przyjdzie sąsiad. W szkole - nauczyciel. Przed burmistrzem też należy uciekać. Więc do puszczy. A że wyspa jak pudełko po zapałkach, to zmieniać miejsce. Co rusz. Najlepiej chodzić. Chodzić. Lawirować".

Albo gwałciłeś, albo odwracałeś wzrok

Wasielewski pisze, że rządzący wyspą Chłopcy gwałcili "tyle, by zaspokoić potrzeby, lecz nie tyle, żeby zrobił się smród wokół wyspy. Czyli ile? Czy któryś zadał sobie pytanie, czy zgwałcił w sam raz, czy już za dużo?".

"Polowanie na gekony nie ominęło nikogo, przeszło przez każdy dom. Nikt nie mógł stanąć z boku, powiedzieć: "Ten gwałt mnie nie dotyczy". Albo gwałciłeś, albo odwracałeś wzrok. Jadłeś płatki na mleku, gdy twoja córka wracała zbroczona krwią, spacerowałeś, gdy w krzakach dwóch sąsiadów zajmowało się córką twojego brata. Trudno dziś ludziom żyć z tym ciężarem. Ludzie dziś nie chodzą na spacery" - czytamy w książce.

"Widzieli w nas tylko pochwy i piersi"

"Widzieli w nas tylko pochwy i piersi" - opowiada reporterowi Veronika - "Nasłuchiwałam kroków. Ziemia pode mną falowała albo krew szybciej napływała do głowy. Wołać o pomoc? Nie znałam takiego pojęcia. Każda musiała liczyć na siebie. Każda pewnie tuliła się potem do ściany.

Nawet nie zbliżałyśmy się do siebie. Rozumiesz? Ze wstydu. Nie potrafię tego opowiedzieć. Gwałtu nie da się opowiedzieć, opisać, nie można się nim podzielić, prosić: "Zdejmij ze mnie ciężar gwałtu". Każda musi doczekać końca ze swoim gwałtem. Ktoś zapytał, czy to boli. Chodzić ścieżkami, które kojarzyły się z najgorszym. Tam przecież nie ma wielu ścieżek, a bólu nie czujesz. Adrenalina".

"Veronika przez wiele lat nie powiedziała siostrze, tak jak siostra nie powiedziała jej. Gęby, spojrzenia, oddechy Chłopców są wciąż żywe" - pisze Wasielewski.

Ofiary Chłopców

Jednym z najbardziej wstrząsających fragmentów książki (jeśli w ogóle można tutaj wybrać jakieś fragmenty mniej wstrząsające i szokujące od innych) jest ten, w którym autor opisuje kolejne ofiary Chłopców i przykładowe sytuacje, w jakich dochodziło do gwałtów.

"Pierwsza. Oganiała się od pszczół. Podjechał na motorze. Chodź, tam na wzgórzu są mandarynki. Wsiadła. Zatrzymali się przed drewnianą chatą. Ufność ją opuściła. Miał żywe, penetrujące spojrzenie. Tylko nie mów nikomu. Bo powtórzę. Potem stała, nie pamięta jak długo. Dłonie zdrętwiałe, ciało obrzękłe. [...]".

"Druga. Kroiła pomarańcze w soczyste talary - przychodził. Spała - przychodził. Siedziała w domu, z ojcem i matką - też przyszedł. Ojciec poradził matce: "Zatkaj uszy watą". Następnego dnia ojciec poszedł na ryby z napastnikiem. Minął rok i ojciec zaczepił jego córkę, swoją bratanicę".

Ofiary Chłopców

"Piąta. Bała się dziadka. Dziadek lubił zjeść i zapić. Potem wracał do domu jak krab. Mówili: "Jadł mięso, zapładniał mięso". Ona jeszcze nie wiedziała. Miała dwanaście lat, kiedy pierwszy raz jej dotknął. Potem już nie znał opamiętania. [...]".

"Siódma. Siedziała pod drzewem, w sadzie. Jadła mandarynkę, nagle przestała wypluwać pestki. On znajdował przyjemność w biciu: "Teraz to ci zrobię gwałt". Leżeli po wszystkim na ciepłej ziemi, a drzewa układały się w kotarę. Ktoś pomyśli: miłosna schadzka, szczęśliwa chwila; śmiała się z bezradności".

"Ludzie milczeli, ale ziemia mówiła: kokardą na trawie, koralikami rozsypanymi na drodze. Po latach Veronika powie, że te koraliki to myśli i że już nigdy nie zebrała ich w całość" - pisze Wasielewski.

Gwałciciele nie przyznają się do winy

W kolejnym rozdziale reporter opisuje pamiętny dla Wyspiarzy dzień - czwartek 30 września 2004 roku, kiedy to po latach bezkarności na ławie oskarżonych usiadło siedmiu mężczyzn: Buck, jego dwaj synowie Harvey i Sigga, a także dalsza rodzina - Nico, Brayden, Bourne i Atkins.

Tylko jeden z oskarżonych o wielokrotne gwałty przyznał się do winy. Garwood Watkins przyznał się do molestowania seksualnego 12-letniej Erin w 1972 roku oraz ponownego jej molestowania, gdy skończyła 14 lat.

Za przyznanie się do winy Garwood został przeklęty na wyspie i przestał być jednym z Chłopców władających Pitcairn. Pozostali gwałciciele nie przyznali się do winy.

Zeznania kobiet

Kobiety zeznawały godzinami. Ich porażające relacje zostały nagrane i odtworzone, gdyż w chwili procesu przebywały już w Nowej Zelandii. "Miałam tylko trzynaście lat" - mówiła jedna z nich o Bournie.

Inna, która zeznawała przeciwko Buckowi: "Miałam dwanaście lat. Najpierw dopadł mnie w dżungli, innym razem zawlókł do łodzi zacumowanej w zatoce Bounty. Nie powiedziałam nikomu. To by nic nie zmieniło. Do mojej kuzynki też przyszedł. Tej nocy, której urodził się jego syn".

Przeciw Nico: "Pierwszego gwałtu prawie nie pamiętam. Byłam zbyt młoda. Pamiętam drugi. Miałam dziesięć lat. Czekał na mnie przed latryną. Nie chciałam wyjść. Modliłam się, żeby tylko poszedł. Zaczekał".

Gwałciciele się bronią

"Oskarżenia są fałszywe. Być może uprawiałem seks z dziewczynami poniżej szesnastego roku życia, ale nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy i w jakich okolicznościach" - bronił się Buck, lider Chłopców i nieformalny władca całej wyspy.

Z kolei Allan Robert, obrońca Harveya, jednego z gwałcicieli, bronił swojego klienta słowami: "Trzeba pamiętać, Wysoki Sądzie, że związki mężczyzn z dużo młodszymi kobietami były społeczną normą. Powódka, która skarży mojego klienta o gwałt i która pierwsza powiadomiła organa ścigania o domniemanych przestępstwach na Pitcairn, pisała do Harveya Nelsona listy miłosne. Także po tym, jak opuścił wyspę. To zimna i okrutna kłamczyni, powie wszystko, byle tylko zwrócić na siebie uwagę".

"To niedorzeczne, Wysoki Sądzie" - odpowiadał Simon Moore, oskarżyciel publiczny: "Harvey jest starszy od powódki o dziesięć lat. Wykorzystywał naiwność dziewczynki. Schlebiał jej, grał emocjami, doprowadził do sytuacji, w której jadła mu z ręki. Kiedy próbowała się bronić, wykorzystywał siłę fizyczną".

Kara dla gwałcicieli karą dla całej wyspy?

"Wysoki Sądzie, proszę o wyrozumiałość w imieniu swoich klientów, a także całej społeczności. Wyroki skazujące najsilniejszych, zdolnych do ciężkiej pracy mężczyzn będą oznaczały śmierć wspólnoty. Wyspa bez nich nie przetrwa. Proponuję, by oskarżeni złożyli publiczne przeprosiny, a pokrzywdzone kobiety otrzymały rekompensatę finansową" - postulował obrońca Christopher Harder.

"Uwięzienie mężczyzn byłoby karą dla całej społeczności. Tylko mężczyźni mogą pracować przy rozładunku towarów, tylko oni potrafią sterować łodzią, która łączy wyspę ze statkami, a tym samym ze światem zewnętrznym" - potwierdzał zdanie obrońcy prof. John Connell z uniwersytetu w Sydney. Przypomnijmy, że Pitcairn jest zamieszkiwane przez zaledwie kilkadziesiąt osób, w tym kobiety, dzieci i starców.

Sąd w czasie procesu odczuł wyraźnie presję społeczności, lincz wisiał w powietrzu: "Zbyt surowy wyrok - i mogą polecieć kamienie".

Wyroki

29 października, dzień ogłoszenia wyroków. Sąd skazał tylko sześciu mężczyzn, którzy zostali uznani za winnych 35 z 55 zarzucanych im czynów. Bucka, któremu udowodniono winę przy pięciu gwałtach na nieletnich i czterech zachowaniach nieobyczajnych, skazano na trzy lata więzienia.

Kilka innych przykładowych wyroków: Winny dwóch gwałtów Atkins dostał dwa lata aresztu domowego ze względu na wiek (miał 78 lat!). Winny dziewięciu zachowań nieobyczajnych Bourne został skazany na 400 godzin robót publicznych. Winny trzech gwałtów Sigga został skazany na trzy lata i sześć miesięcy więzienia. Dzień przed wyrokiem ożenił się z Audrey. Gdy zakuwano go w kajdany, krzyknął do niej: "Kocham cię!". Publiczność na sali rozpraw płakała...

"Kochani Chłopcy. Nie zasłużyli na proces" - mówi Wasielewskiemu jedna z dojrzałych kobiet mieszkająca na wyspie. Ojcowie skrzywdzonych dziewczynek mówili przed sądem: "Nasze córki to dziwki, są obłąkane, gwałty to ich urojenie". Żaden z nich nie pomścił córki. "Ojcowie odebrali nam prawo do bycia ludźmi" - mówi Veronika.

Lektura przerażająca, choć obowiązkowa

Koniec końców, skazani Chłopcy zostali na wyspie. Więzienie-hotel wybudowali sobie sami. "Więźniowie" wychodzili często w głąb wyspy i np. pomagali mieszkańcom oczyścić drogę z kamieni. Ćwiczyli na siłowni, oglądali filmy na DVD. W soboty odwiedzały ich rodziny, urządzali przyjęcia. Właściwie żyli tak samo, jak wcześniej. Dzisiaj gwałciciele żyją na Pitcairn, jakby nic się nie stało. Większość ofiar opuściła wyspę lub milczy. Mieszkańcy, którzy wspierali ofiary w czasie procesów, nazywani są Judaszami i nie mają lekkiego życia...

Zacytowane powyżej fragmenty "Jutro przypłynie królowa" Macieja Wasielewskiego to zaledwie namiastka wstrząsającego, a co gorsza - prawdziwego horroru, który udało się opisać w książce młodemu polskiemu reporterowi. W kolejnych rozdziałach autor pisze obszernie m.in. o swoim dziennikarskim śledztwie, rozmowach z wyspiarzami, życiu codziennym i obecnej sytuacji mieszkańców Pitcairn, tworzonej przez nich kalekiej "wspólnocie", a także o historii wyspy, buntownikach z Bounty (mieszkańcy Pitcairn są ich potomkami), agresji ukrytej w genach wyspiarzy oraz gwałtach jako kultywowanej na wyspie od pokoleń przerażającej "tradycji".

"Ta książka dotyka zła w taki sposób, że po jej przeczytaniu człowiek koniecznie i natychmiast chce zrobić coś dobrego, by zmyć z siebie to, czego doświadczył. Przeżycie, które daje czytelnikowi Wasielewski, nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Jest za to konieczne" - napisał Filip Springer. Nic dodać, nic ująć.

Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL.


Podatek od posiadanego garażu ostro w górę - oto najnowsza propozycja rządu


Rząd Donalda Tuska nie ustaje w intensywnych poszukiwaniach sposobów na zwiększenie obciążeń fiskalnych dla Polaków. Tym razem Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji chce zmienić zasady naliczania podatku od posiadanego garażu. Stawki mogą wzrosnąć do góry nawet 10-krotnie!

Podatkowy amok rządu trwa w najlepsze. Ludzie Tuska przymierzają się obecnie do pełnego oskładkowania umów o dzieło. Wprowadzony ma być podatek audiowizualny. Rozszerzony ma być także katalog nieruchomości kwalifikujących się do nałożenia na nie podatku od nieruchomości. Ma on objąć także sieci kablowe i obiekty energetyczne. Teraz doszła nowa koncepcja opodatkowania posiadanych przez Polaków garaży. Zgodnie z projektem przygotowanym przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji stawka maksymalna ma wzrosnąć z 0,74 zł aż do 7,73 zł za 1 mkw. powierzchni użytkowej garażu. Dla właściciela średniej wielkości garażu może to oznaczać roczną podwyżkę podatku od nieruchomości nawet o 100 zł. Oczywiście im większa powierzchnia garażu, tym większa podwyżka. Jeśli ktoś jest właścicielem dwustanowiskowego garażu o powierzchni 40 mkw., to musi się liczyć z potencjalną podwyżką nawet o 300 zł rocznie!

Pisałem już o tym, ale nie zaszkodzi powtórzyć: żaden inny rząd w historii III RP nie zafundował Polakom tak wielkiego wzrostu obciążeń podatkowych co rząd Donalda Tuska. Naczelną zasadą jego polityki finansowej miało być stopniowe obniżanie podatków i danin publicznych. Tak przynajmniej twierdził Tusk w listopadzie 2007 roku podczas wygłaszania swojego expose. Tymczasem po wypowiedzeniu tych słów premier lekką ręką - przy wsparciu posłów swojej partii, która w nazwie ma "obywatelskość" (!) - podniósł podatek VAT, kilkukrotnie podnosił akcyzę, podwyższył składki na ZUS, podwyższył składkę rentową dla przedsiębiorców, zlikwidował ulgi: budowlaną i internetową, obniżył o 1/3 zasiłek pogrzebowy, opodatkował lokaty 1-dniowe, kilkukrotnie podnosił maksymalne limity na podatki lokalne oraz zamroził na 5 lat kwotę wolną od podatku.

Cytat:

"Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych"

(D. Tusk, expose 2007 rok)



Źródło


Podatki na "Zielonej Wyspie" płacą przede wszystkim najbiedniejsi


Na Zachodzie Europy normą jest, że jeśli ktoś w ciągu roku zarabia kwotę nie przekraczającą równowartość 4-5 średnich miesięcznych pensji, to w ogóle nie płaci podatku dochodowego. W Polsce kwota wolna od podatku dochodowego wynosi jedynie 3091 zł i - decyzją rządu Tuska - od 5 lat nie drgnęła ani o złotówkę do góry.

W krajach rozwiniętych każdy, kto ma roczne dochody nie przekraczające 4-5 średnich miesięcznych pensji, w ogóle nie płaci podatku dochodowego (PIT). W Wielkiej Brytanii nie płacą go ci, którzy zarobią poniżej 9,4 tys. funtów rocznie, w Niemczech - 8,35 tys. euro, we Włoszech - 8 tys. euro, w Irlandii - 7,9 tys. euro, w USA - 10 tys. dolarów.

W Polsce, od lat, kwota wolna od podatku wynosi niecałe 3,1 tys. zł, czyli 729 euro. W efekcie, co jest kuriozum, podatek dochodowy muszą u nas płacić nawet zarabiający 260 zł miesięcznie. - A minimum socjalne na osobę wynosi 1000 zł netto - mówi prof. Mieczysław Kabaj, nestor polskich ekonomistów z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Prof. Marek Belka, szef NBP, zauważa, że podatek dochodowy płaci u nas wyjątkowo duży odsetek obywateli: ok. 25 mln z 38,5 mln (wliczając w to dzieci i 2 mln emigrantów). Dla porównania - w 63-milionowej Wielkiej Brytanii jest 29 mln płatników PIT; generalnie na Zachodzie są oni mniejszością.

Prof. Kabaj tłumaczy, że państwa rozwinięte nie opodatkowują niskich dochodów, bo to nie tylko rodzi nędzę, ale i zabija skłonność do samodzielnego radzenia sobie w życiu. Z wszelkich badań wynika, że łupienie np. debiutujących na rynku przedsiębiorców czy osób podejmujących niskopłatne zajęcia, by przeżyć, nie ma sensu - wręcz szkodzi.

Rozwinięte kraje sięgają za to głębiej do kieszeni zamożnych. Stawki PIT dla najlepiej zarabiających wynoszą tam od 40 do 57 procent, Francuzi chcieli nawet wprowadzić 75 proc. Konserwatywny rząd Davida Camerona obniżył w zeszłym roku podatki Brytyjczykom zarabiającym ponad 150 tys. funtów do 45 proc. Wywołało to oburzenie dużej części społeczeństwa i labourzyści chcą przywrócić 50 proc. Według dziennika "The Guardian", będzie to "z pewnością jeden z gorących tematów kampanii wyborczej".

W Polsce najwyższa stawka PIT - 40 proc. - została zniesiona przez rząd PiS. Najlepiej zarabiający (ponad 85,5 tys. zł rocznie) płacą od kilku lat 32 proc. Tzn. płacą średniacy, czyli ok. pół miliona osób, bo najwięksi krezusi nauczyli się podatki "optymalizować", czyli uciekać z dochodami za granicę. I często nie oddają polskiemu fiskusowi nic.

Prof. Kabaj podkreśla, że to, co dzięki łaskawości polskiego państwa zostaje w kieszeni wyższych menedżerów, urzędników, wziętych prawników czy lekarzy, nie napędza koniunktury w Polsce, tylko na Zachodzie, bo tam bogaci robią zakupy. - Krajową koniunkturę pobudza najbardziej podnoszenie dochodów uboższym, bo jest ich wielu i kupują podstawowe, wytwarzane w Polsce towary i usługi - mówi profesor.

Rząd Donalda Tuska osłabił jeszcze siłę nabywczą biedniejszych, likwidując większość ulg, a przede wszystkim podnosząc VAT. Według rządowych prognoz, prawie 47 procent tegorocznych wpływów budżetu państwa pochodzić będzie właśnie z VAT, jedna czwarta - z akcyzy, 17,6 proc. z PIT, a 9,4 proc. - z CIT, czyli podatku dochodowego od firm. Wielkość i udział CIT maleje.

Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wylicza, że tylko 37 proc. firm płaci ten podatek. Przeciętna oddaje państwu 0,44 proc. wartości swych obrotów, ale małe firmy płacą średnio 2 proc., a duże, w tym zagraniczne sieci handlowe - 0,2 proc. lub nic. Prezes ZPP proponuje zastąpienie CIT podatkiem od obrotów.

A co z PIT? Wiktor Wojciechowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju postuluje podniesienie kwoty wolnej od podatku dochodowego do ok. 6 tys. zł, co dałoby oddech uboższym. Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha w ogóle wątpi w sens PIT, zwłaszcza tak skomplikowanego i kosztownego, jak polski. Zwolennicy likwidacji PIT chcą zastąpić go podatkiem od funduszu płac lub tzw. pogłównym.

Kraje OECD i UE starają się ograniczyć bogatym możliwość "optymalizacji podatkowej". Niemcy i Francuzi chcieliby ujednolicić w UE wysokość i zasady opodatkowania firm. Polski rząd nie planuje gruntownych zmian w systemie podatkowym z 1991 roku.

zbigniew.bartus@dziennik.krakow.pl

Źródło

Barsakelmes

Krówka2013-12-01, 19:10
Dziś Barsakelmes jest wyspą tylko z nazwy. Przestał nią być, kiedy wskutek budowy kanałów irygacyjnych Morze Aralskie zaczęło się kurczyć w zastraszającym tempie. Dziś w jego dawnym basenie zastać można niemal postapokaliptyczne widoki w postaci rdzewiejących statków sterczących samotnie w sercu pustyni.



"Barsakelmes" oznacza w językach ludów turkijskich mniej więcej "Pójdziesz, nie wrócisz". Trudno jednak powiedzieć, kiedy narodziła się zła sława tego miejsca. O tym, że dzieją się tam dziwne rzeczy plotki krążyły już po II wojnie światowej. Pikanterii dodawał fakt, że od 1929 r. wyspa objęta była obszarem ścisłego rezerwatu, do którego nikt nie miał wstępu.

Oficjalnie na wyspie hodowano kułany - dzikie azjatyckie osły, a izolacja od świata miała chronić je przed kłusownikami. Ci, którzy tam dotarli mówią o ruinach lotniska, laboratoriów, ziemianek dla przymusowych robotników i resztkach anten. Świadczy to jawnie, że pracowano tu nad czymś jeszcze. Ekipa rosyjskiego pisma "Itogi", która wybrała się na Barsakelmes, znalazła nawet porzucone archiwa, a w nich akta pracowników. Wśród dokumentacji znajdowały się liczne wypowiedzenia. Ich analiza wskazywała, że wielu wytrzymało na wyspie zaledwie miesiąc…

Po tych, którzy tu kiedyś pracowali i mieszkali pozostał cmentarz. Po upadku ZSRR, kiedy wyspa znalazła się na terytorium Kazachstanu, placówka na Barsakelmesie podupadła. Mimo to nawet dziś trudno się tam dostać. Przekonała się o tym wspomniana ekipa, która w drodze natknęła się na dziwaczną "niespodziankę". Uczestnik wyprawy, Stiepan Kriwoszejew, pisał, że w pewnym momencie kolumna ich aut napotkała pośrodku pustyni… szlaban:

"W tle niczym miraż mignęła bramka z tabliczką: 'Uwaga, niebezpieczne zwierzęta'. Czy ostrzega ona przed stworzeniami z legend? Nagle: 'Stop, stop. Chodźcie tutaj!'. Erbol - przewodnik - nachyla się ku ziemi i coś pokazuje. To pułapka - kawałek drewna naszpikowany gwoździami. Zaraz potem drugi, trzeci… Są tu ich niezliczone ilości. Kiedy się na takiego najedzie, zostaje się bez kół pośrodku pustyni".

Kiedy Barsakelmes oblewały jeszcze wody, jego krajobraz nie był taki surowy. Na starych zdjęciach widać w miarę bogatą jak na tamtejszy klimat szatę roślinną i stada kułanów. Nad wszystkim górowała Czajka - najwyższe wzniesienie wyspy. Kiedy zaczęło wysychać Morze Aralskie, Barsakelmes najpierw przekształcił się w półwysep, a w 2009 r. zlał się z pustynią.

Za jego odkrywców uznaje się uczestników wyprawy z 1868 r., wśród których był wieszcz ukraiński, Taras Szewczenko. Pejzaż, jaki zastał, uwiecznił w formie obrazów, opisując go jako "nieciekawy, ale tajemniczy". Dłuższe przebywanie na Barsakelmesie utrudniała jednak sól, która unosiła się z wiatrem i wżerała w oczy i skórę oraz brak wody pitnej.

Uczestnicy wyprawy "Itogów" tak opisali to, co zastali na wyspie: "Naszą uwagę przykuł obiekt, ale nie wiadomo, czy to naturalny twór, czy dzieło człowieka. Znaleźliśmy bowiem wzniesienie, które przypominało gigantyczny 'talerz' - jakby ktoś odrysował na ziemi idealny okrąg. […] Wyglądało na to, że pod spodem znajduje się jakaś pusta przestrzeń. Czy było to zejście do jakiegoś podziemnego bunkra, gdzie znajdują się laboratoria?" - zastanawiał się Kriwoszejew.

Wygląda na to, że na wyspie zajmowano się czymś innym niż hodowlą osłów. Prawda o tym, co naprawdę się tam działo może kryć się wśród dziwacznych opowieści o Barsakelmesie, które krążyły od okresu powojennego.

Hipotez jest kilka. Wśród opowieści na pierwszy plan wybijają się te o anomaliach czasowych i odwiedzinach dziwnych "latających obiektów". Jedna z nich pochodzi od niejakiego Abdrazaka - mężczyzny, który służył na Barsakelmesie. Twierdził, że sowieckie oddziały miały za cel zbadanie stacjonującego tam obiektu, który kształtem przypominał "soczewkę". Nie wiadomo jednak, czym ani skąd był.

We wrześniu 1960 r. Abdrazak miał ponoć zbliżyć się do niego i otrzymać "informacyjny przekaz" zapowiadający lot człowieka w kosmos (lot Gagarina odbył się w kwietniu następnego roku). Dostał też przestrogę, że do "soczewki" - rzekomego tworu obcej technologii - lepiej nie podchodzić. Radzieccy żołnierze próbowali jednak wysyłać w jej kierunku psy, a nawet czołg. Ten według legendy wrócił… bez kierującego.

W 1991 r. "Technika Mołodioży" - jedno z najpoczytniejszych radzieckich pism - wspominała o pasażerach łodzi, którzy odbili od brzegów Barsakelmesu i wpadli w "białą mgłę", w której - jak im się zdawało - przebywali przez pół godziny. Kiedy opadła odkryli jednak, że minął cały dzień!

Oprócz tego pojawiają się historie o dziwnych stworzeniach i innych cudach. Do wymyślenia części z nich, na potrzeby prasowych publikacji przyznał się znany rosyjski pisarz science-fiction, Siergiej Łukjanienko, autor bestsellera "Nocny patrol". Jak twierdził, tchnął w stare legendy nowe życie, choć fikcja literacka została przez wielu omyłkowo wzięta za fakty.

Wadim Czernobrow - pisarz, badacz zjawisk paranormalnych i koordynator grupy "Kosmopoisk", która zorganizowała ekspedycję na Barsakelmes jest zdania, że dziwne opowieści wzięły się z naturalnie występujących wokół wyspy miraży, które mogły zapoczątkować pogłoski o UFO i "wirach czasowych". Jednak po upadku Związku Radzieckiego ujawniła się jeszcze jedna makabryczna poszlaka sugerująca, co tak naprawdę mogło dziać się na tym przeklętym skrawku ziemi.

Okazało się, że w powtarzanych legendach znad dawnego Aralu tkwiło ziarno prawdy. Hodowla osiołków była prawdopodobnie "przykrywką" dla prowadzonych na Barsakelmesie i sąsiedniej Wyspie Odrodzenia testów broni biologicznej. Cytowany przez "Itogi" badacz, Michaił Antonow, twierdzi, że dokonywano tam makabrycznych eksperymentów na więźniach, których zakażano różnymi patogenami. Prowadzono też badania na trędowatych.

Lotnisko w Sint Maarten

Scareface1012013-10-16, 16:22
Charakterystycznym elementem lotniska, co czyni je wyjątkowym w skali praktycznie całego świata, jest jego lokalizacja. Pas startowy po obu stronach jest oddzielony od wody zaledwie kilkudziesięciometrowym pasem plaży. Od strony zachodniej – od wód Atlantyku, a od strony wschodniej – od wód zatoki Simpson Bay. Od strony zachodniej znajduje się słynny wśród fanów lotnictwa punkt, gdzie zbierają się entuzjaści z całego świata, by obserwować i fotografować samoloty podchodzące do lądowania na wysokości 10-20 metrów nad ziemią.
No to lecimy ENDŻOJ


sunnyeric • 2015-03-04, 16:49   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (47 piw)
Podejście do lądowania w zwolnionym tempie