Miałem sen, w którym byłem miliarderem, bardzo bogatym miliarderem, a jednak skurwielem.
Miałem udany dzień, dopóki jakiś ciapak nie wylał mi w restauracji 60 letniego wina na mój nowy biały garnitur, to mnie jeszcze nie wyprowadziło z równowagi, kazałem mu zawołać kierownika. Jak się okazało, kierownik tej pięknej średniowiecznej Angielskiej restauracji podobnie jak kelner był brudasem, który wyprosił mnie z restauracji i oskarżył o prześladowanie na tle rasistowskim, właściwie chuj wie za co, no ale to tylko sen. Więc wyszedłem z tej zapyziałej dziury i wróciłem do domu.
Leżąc na łóżku śniąc na jawie naszła mnie niecna myśl, zapragnąłem zemsty.
Pojechałem do jakiegoś dilera samochodów, jako że byłem bogaty to kupiłem najdroższe autko w kolorze białym i wyjechałem nim z salonu. Załatwiłem świńską krew u znajomego rzeźnika i cały samochód oblałem czerwoną substancją.
Zostawiłem auto otwarte z kluczykami w stacyjce, na jednej z ciapackich dzielnic Londynu, Krew już zdążyła zaschnąć. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy siedziałem w lokalu i przez okno widziałem stado brudasów, które krążyło niczym głodne wilki przy moim wozie, lecz świńska krew dosłownie parzyła ich skórę.
Rozpierany dumą wyszedłem z lokalu, odpaliłem cygaro i zacząłem się śmiać wniebogłosy, wtem zza rogu wybiegł Polak, wsiadł do mojego wozu i odjechał z piskiem opon.