mnie kiedyś ojciec tak chwycił to mi się szlufki pourywały w portkach. A tak poważnie, przypomina mi się sytuacja z sąsiadem chlorem, kiedy to jako gówniarz wracając ze szkoły zastałem go w standardowym położeniu - otulina ze śniegu w rowie + okrycie w postaci roweru. Szkoda mi się chłopiny zrobiło i wyciągnąłem go z zaspy, zaprowadziłem do chałupiny. To nie był jeden raz. Ale zawsze, co rok, co święta podrzucał mi (póki żył) miotłę "drapakę" z brzozy, którą to samodzielnie spłodził
ot i taka wdzięczność sąsiedzka, bo człowiek zawsze pozostanie człowiekiem, no chyba że jest chujem