18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
📌 Wojna na Ukrainie (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:41

#odwiert

Szczęście nafciarza

~_Yarko_2023-06-01, 20:42
Dzisiaj mu się udało.


Może to już ostatni raz.

Gazpromnieft

~_Yarko_2022-06-09, 13:46

Okręg jamalski.
Zdarzenie z dnia 31.05.2022.
Dwóch pracowników rannych i jedna ofiara śmiertelna.
Źródło:

bolszoj przy tym to amatorzy w rajtuzach...

zdun • 2021-12-21, 9:38   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (43 piw)
Pralpunkt napisał/a:

Wyciągnęli i co dalej
k***a nieogary ze wschodu



legenda mówi że trzymają do dziś
Tak wygląda prowadzenie w/w technika na nieodkrytym cmentarzu z VI wieku.
Szkielet należy do anglosaskiej kobiety .

Salieri16000 • 2020-05-17, 12:26   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (45 piw)
Radziecki żołnierz już spieszy jej z odsieczą:

Ropa, czarne złoto

~_Yarko_2020-05-05, 22:09

Republika Komi, Rosja.
Pracownik doznał poparzenia w 95% powierzchni ciała.
Zmarł na drugi dzień.
ukryta treść


Wypis z tego świata.


trust me i'm an engineer

nowynick2017-02-21, 11:06
Fajny artykuł z Joe, o tym jak amerykańscy inżynierowie dali dupy po całości:

Zniszczono odwiert ropy, kopalnię soli, stworzono największy wodospad w Luizjanie, woda w kanale popłynęła wstecz, a słodkie jezioro zmieniło się w słone. Po prostu mózg rozjebany.

ukryta treść
W 1980 roku firma Texaco postanowiła wykonać odwiert górniczy na niewielkim jeziorze Peigneur w Luizjanie. Chodziło, rzecz jasna, o dostanie się do złóż ropy znajdujących się głęboko pod powierzchnią.

W tym rejonie od wielu lat prowadzono prace górnicze nastawione głównie na wydobycie soli. Dzięki temu dokładnie zbadano teren również pod kątem występowania innych minerałów, w tym ropy naftowej. Okazało się, że złożom soli towarzyszy czarne płynne złoto, na które zęby ostrzą sobie wszystkie firmy zajmujące się wydobyciem i sprzedażą paliw.

Decyzja o przystąpieniu do dodatkowych prac górniczych w tym rejonie zapadła w latach 70. Po przygotowaniach, planach, dodatkowych badaniach i z pomocą skomplikowanych obliczeń przystąpiono do wiercenia.
Dzień zdarzenia

20 listopada 1980 roku był całkiem miłym i pogodnym dniem, po jeziorze pływali okoliczni fanatycy wędkarstwa, a praca przy odwiercie szła pełną parą. Robotnicy przestali jednak wesoło pogwizdywać w momencie, w którym odwiert sięgnął około 160 metrów. Coś zgrzytnęło, coś huknęło i wiertło się zacięło, a platforma zaczęła się przechylać.

Nikt nie przewidział, że już na głębokości 160 metrów znajduje się pokład soli, w który się wwiercono. Jakby było mało, nikt nie przeliczył też tego, że w tym miejscu operuje kopalnia soli. Żaden z amerykańskich naukowców nie zdawał sobie też sprawy z tego, że odwiert skierowany jest dokładnie w jeden z chodników wspomnianej kopalni.


Jak to możliwe? Chodzi o szkolny błąd. Miejsce odwiertu było określone przy pomocy tajemniczej metody znanej tylko iluminatom i jaszczuroludziom – triangulacji.

„Ej, ej! Wolne żarty! Przecież miałem to w szkole”

No właśnie, a wspomniani naukowcy nie przerobili materiału i w trakcie wyznaczania miejsca na odwiert pomylili jeden z punktów odniesienia i nieświadomie przesunęli odwiert o kilkadziesiąt metrów w stosunku do wcześniejszych wyliczeń. Nikt tego nie zauważył, aż do wspomnianego feralnego dnia.

Sprawy przyjęły dość kiepski obrót. Przez odwiert woda z jeziora zaczęła przedostawać się do kopalni. Warto zauważyć, że kopalnia była w tej chwili czynna i pracowała pełną parą, więc znajdowała się w niej cała załoga.

Kiedy pracujesz na przodku w kopalni to wiesz, że może cię tu zabić kilka nieszczególnie przyjemnych rzeczy i na większość z nich jesteś przygotowany. Ostatnią rzeczą o jakiej marzysz jest widok wiertła, które przebija strop i wodospadu wody pod ogromnym ciśnieniem, która zaczyna wypełniać cały tunel. Podejrzewam, że takiego scenariusza nie przewiduje żadna instrukcja BHP. Wypełnianie chodnika wodą to oczywiście standardowe zagrożenie pod ziemią, ale wiertło w suficie to coś nowatorskiego. „To jest świeże” – chciałoby się rzec. – „Tego jeszcze nie było”.

Tu nie było jednak czasu na zadumę i kontemplację przypadku. Załoga kopalni ewakuowała się w ekspresowym tempie i, co naprawdę w tym przypadku niesamowite, obyło się bez ofiar.

Przez odwiert przedostawały się masy wody. Nie jest on bardzo szeroki i znamy wiele metod na jego zaczopowanie, jednak w tym przypadku ciśnienie z jakim woda spływała do kopalni było tak duże, że otwór wciąż się poszerzał. Sprawy nie ułatwiał fakt, że sól przecież doskonale rozpuszcza się w wodzie, więc pokład był bardzo szybko wypłukiwany, a wody lało się coraz więcej i więcej.

Przypomnijmy sobie co się dzieje, kiedy wyciągamy korek z wanny. Jesteśmy tutaj świadkami dwóch zjawisk. Nasze oczy widzą ładny wir, a uszy słyszą piękne „ślurp”. Pomnóżmy to razy kilka tysięcy i będziemy mieli obraz tego, co działo się na powierzchni jeziora Peigneur. Z tą różnicą, że zamiast gumowych kaczek, butelki po szamponie i plastikowego niszczyciela Winston S. Churchill, wir wciągał platformę wiertniczą, barki wraz zaparkowanymi na nich ciężarówkami, fanatyków wędkarstwa na łódkach, a nawet okoliczne lasy.



Szczęśliwie wszystkim udało się rychło w czas ewakuować z zagrożonego rejonu, jednak straty w sprzęcie i zniszczenia środowiska były ogromne. Zawrócona rzeka i wodospad

Jezioro Peigneur było bardzo małe i płytkie. To ledwie 4 kilometry kwadratowe powierzchni, średnia głębokość 1 m, a w najgłębszym punkcie 3 m. Można się więc domyślić, że wyssanie tej ilości wody nie zajęło dużo czasu i katastrofa skończyła się równie gwałtownie, co rozpoczęła. Nic bardziej mylnego.

Jezioro połączone jest kanałem z Zatoką Meksykańską, więc kiedy wir pogłębił je o 60 metrów, woda w kanale zaczęła płynąć wstecz i do jeziora zaczęła spływać woda z oceanu.

Przez ten krótki okres na odwróconej rzece powstał największy w Luizjanie wodospad, i to wodospad słonej wody, bo od tego dnia jezioro Peigneur stało się zbiornikiem słonowodnym.

To nie mogło trwać bez końca

Kopalnia soli w końcu wypełniła się wodą po korek, a z jej szybu trysnął wysoki na kilkadziesiąt metrów gejzer słonej wody.



Wszystko wydarzyło się w ciągu jednego dnia, a zniszczenia były tak duże, że ani szybu, ani kopalni soli nie uruchomiono już nigdy więcej. Złoża oczywiście nie mogły się zmarnować, więc wykonano nowe odwierty i przystąpiono do wydobycia.

Jak widać, przez jeden „mały” błąd człowieka doszło do szeregu bardzo poważnych zmian w środowisku. Jezioro powiększyło się, pogłębiło i ze słodkowodnego zmieniło w słonowodne, więc okoliczni fanatycy wędkarstwa już nie mogą łowić tutaj sumów i karasi. Specjaliści dowiedzieli się też, że po geodetach trzeba sprawdzać.

Co ciekawe, teraz wydobycie soli w tym rejonie odbywa się w sposób, który jest bliźniaczo podobny do przebiegu katastrofy. Wykonuje się odwiert, przez który w złoże wpuszczana jest woda. Woda wypłukuje sól i na powierzchnię wydobywa się solankę.
SanicHegehog • 2017-02-21, 15:50   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (40 piw)
To istniał czas, kiedy na History leciało coś innego niż "Wojny Magazynowe" i to gówno o lombardach?

Najgłębszy odwiert na Ziemi

Kamilarz2014-01-06, 13:25
Witam. Chciałbym podzielić się znalezionym artykułem, a mianowicie najgłębszym odwiertem na Ziemi. Zamieszczam kilka zdjęć i opis tego miejsca, zapraszam do czytania

Oto otwór odwiertu, trwale dokręcona pokrywa:


Pracująca wieża wiertnicza:



Wieża wiertnicza w 2007 roku:


SG-3 - Kolski Supergłęboki Odwiert (Кольская сверхглубокая скважина) – najgłębszy odwiert na świecie, którego głębokość wynosi 12 262 metry.

Cała historia projektu SG-3 zaczyna się w latach 70-tych na Półwyspie Kolskim.
24 maja 1970 roku na Półwyspie Kolskim, 10 kilometrów od miasta Zapoliarnyj rozpoczęło się wiercenie w tarczy bałtyckiej najgłębszego odwiertu na Ziemi.
Oprócz oczywistego celu naukowego tego pochłaniającego ogromne fundusze przedsięwzięcia było przy okazji pobicie rekordu amerykańskich geologów, którzy w 1973 r. wywiercili w Oklahomie otwór o długości niemal 9.6 km.
Wstępnie chciano osiągnąć głębokość co najmniej 15 kilometrów.
Po Międzynarodowym Kongresie Geologicznym, który odbył się w Moskwie w 1984 roku sądzono, że uda się dojść nawet do 20 kilometrów, ponieważ dotychczas notowane temperatury były niższe niż przypuszczano.
Sytuacja jednak się zmieniła po przekroczeniu głębokości 7000 metrów. Temperatura nagle przekroczyła 700 st. C, co spowodowało przerwanie wierceń z powodu uszkodzenia wiertła Uralmasz.
Im Rosjanie głębiej się wwiercali tym zagadkowych wydarzeń było więcej.
Po naprawie wiertła wznowiono prace. Temperatura wróciła do normy nieprzekraczającej 100 st. C.
Do głębokości 12 kilometrów wszystko szło dobrze, jednak później temperatura znów zaczęła rosnąć.
Tym razem utrzymywała się na stałym poziomie, który uniemożliwił dalsze wiercenia.
Projekt badawczy został ostatecznie po cichu zamknięty z powodu braku finansowania przez pogrążone w kryzysie państwo.
Do 2007 zostały jedynie rdzewiejące konstrukcje i wysoka wieża wiertnicza.

To tyle jeżeli chodzi o historię odwiertu. Badacze jednak natknęli się na coś, co w dużym stopniu przeraziło ich, a badania zostały przerwane nie tylko z powodu problemów technicznych.

Badacze dokonali niezwykłego odkrycia. Od czasu do czasu do ich uszu dobiegały dziwne dźwięki dochodzące z głębi otworu. Na głębokości 3000 m. odkryli oni warstwę skał, która miała identyczny skład, co księżycowe kamienie. Jeszcze głębiej natknięto się na pokłady złota, jednak naukowców czekała także przykra niespodzianka. Im głębiej wiercono, tym bardziej gorące stawało się otoczenie. Szacowano, że na głębokości ponad 12.262 m. temperatura będzie wynosić ok. 100 stopni Celsjusza, jednak w rzeczywistości wynosiła 180, co poważnie utrudniało dalsze prace.

Pod sam koniec lat 80-tych zaczęły pojawiać się także pierwsze plotki na temat projektu. Mówiono, że na głębokości 14 km pod ziemią, natrafiono na coś w rodzaju pieczary. Badaczom udało się zmierzyć, że w dole panuje temperatura… 1100 stopni. Do wylotu otworu postanowiono opuścić także mikrofony, które zarejestrowały przedziwne dźwięki [prezentowane kilkakrotnie w amerykańskim programie radiowym Coast to Coast, choć w rzeczywistości były to odgłosy z horroru z 1972 r. - przyp.tłum.]. Według pogłosek, badacze mieli dokonać przerażającego odkrycia. Po analizie hałasów doszli do wniosku, że są to w rzeczywistości ludzkie wrzaski, wydobywające się z gardeł torturowanych ludzi.
nagranie :


Piekielny anioł ze skrzydłami nietoperza
Nikt nie wie dokładnie, gdzie znajdują się korzenie legendy o dziurze do piekła. Amerykański dziennikarz radiowy, Rich Buhler, postanowił poszukać źródeł tej historii, docierając do fińskiego pisma Vaeltajat, które wspomina się w wielu wersjach tej historii. Redakcja magazynu dostała list opisujący tą sprawę od jednego z czytelników. W Finlandii informacje o tym przekazało także pismo Ammenusastia powołując się na artykuł w gazecie Etela Noumen. Ostatecznie wieści o odkryciu piekła dotarły do sieci TBN (Trinity Broadcasting Network), która była największą religijną telewizją w USA.

Za rozpowszechnienie tej historii odpowiedzialny był norweski nauczyciel, Åge Rendalen. Tuż przed świętami w 1989 r., Rendalen odwiedził w Kalifornii swego przyjaciela, Ricka Kuykendalla. Obaj panowie studiowali razem teologię i podczas gdy Kuykendall został pastorem, Rendalen stracił żarliwą wiarę. Tak jak w przeszłości, obaj panowie żywo dyskutowali nad sprawami religii. Tuż po jego przylocie do Ameryki, jego przyjaciel opowiedział mu o dziwnych wiadomościach, które podała TBN twierdząca, że grupa naukowców przypadkowo dokopała się do piekła. Kuykendall pokazał wkrótce znajomemu powtórkę materiału, która rozśmieszyła ich obu.
Rendalen wpadł na pewien pomysł, decydując się na wypróbowanie wiarygodności reporterów stacji, którzy byli w stanie zaakceptować niemalże każdą informację. 4 stycznia 1990 r., napisał on do TBN list, w którym przedstawił się jako „specjalny doradca Norweskiego Ministerstwa Sprawiedliwości”, rozszerzając opowieść o kolejne wątki. Jak twierdził w swej fałszywej depeszy, badacze pracujący przy odwiercie mieli w pewnej chwili ujrzeć snop fluoroscencyjnego światła, który wystrzelił z dziury i w którym pojawiła się świetlista postać ze skrzydłami nietoperza. Jako dowód, Rendalen przekazał w swym liście artykuł z lokalnej norweskiej gazety.

– W rzeczywistości tekst mówił o inspektorze budowlanym, który narzekał, iż jego pracodawca ogranicza jego wolność wyrażania się. Wybrałem go ponieważ był on na zdjęciu trzymając sugestywnie palec na ustach. Potem dodałem wymyślone tłumaczenie – mówi.

Historia mówiła, że Bjarne Nummedal, główny geolog pracujący przy dziurze potwierdzał te rewelacje i mówił o groźbach, jakie rząd radziecki kierował ku geologom.

Przez wrota Belzebuba
Dwa tygodnie po tym, jak Rendalen wysłał swą przetłumaczoną opowieść do TBN, rozpoczyna się cała saga. I choć niemalże od razu Rendalen i Kuykendall przyznali, że wszystko to było fikcją, TBN nie zamierzało podać tego do wiadomości swoich widzów i przesłało informacje do teksańskiego ewangelisty, RW Shambacha. Jak się okazało, list wysłany dla żartu przyczynił się do budowy legendy o radzieckim piekle.

Historia o odkryciu piekła rozchodziła się jednak z lotem błyskawicy. Zaakceptowali ją także inni kaznodzieje i pisma chrześcijańskie, a także raczej wiarygodne gazety, jak Birmingham News. Brukowa Weekly Word News pisała w nagłówku: „Dowierciliśmy się do piekielnych bram”.

Legenda nie została zatrzymana nawet przez jej twórców. Rendalen opublikował wkrótce oświadczenie, że była to jedynie prowokacja. Co ciekawe, historia o odwiercie do piekła krąży nadal po Internecie.

- Jeden z moich uczniów przesłał mi link do nagrania, w którym telewizyjny kaznodzieja, Creflo Dollar, otwiera swoje kazanie z 2009 r. opowieścią o dowierceniu się do piekła. Co ciekawe, twierdzi on, że słyszał tą historię już w 1984 r., a więc na 5 lat zanim powstała! – mówi Rendalen.

Pomimo, że opowieść o piekle zrobiła zdumiewającą karierę, sam projekt „SG-3” osiągnął znacznie mniejszy sukces. W 1992 r. odwierty zawieszono. Z racji niezwykle wysokich temperatur i wzrastających z głębokością problemów technicznych, zwiększała się także niechęć do finansowania przedsięwzięcia w trudnych czasach przełomu. Przez kilka lat na miejscu na Półwyspie Kolskim przebywała jeszcze niewielka grupa uczonych, którzy zbierali na miejscu dane sejsmiczne i geomagnetyczne. Po kilku latach i oni wyjechali.

Rosyjski rząd zlecił totalną likwidację placówki, jednak i na to nie było wystarczających środków. Po pewnym czasie na miejscu zjawiła się ekipa rozbiórkowa, której prace postępowały bardzo powoli. Udało im się jedynie rozebrać ćwierć wieży górującej nad otworem, który niegdyś był najgłębszą dziurą na świecie…

Cała historia opisana została w fińskim czasopiśmie "Ammennusatia"...

Grupa geologów, która dokonała odwiertu o głębokości 14,4km w skorupie ziemskiej twierdzi, że usłyszała ludzkie krzyki. Odgłosy - wg. zeznań świadków - "potępionych dusz" dochodziły z wnętrza odwiertu. Zszokowani naukowcy obawiają się, że pozwolili szatańskim mocom wydostać się na powierzchnię.

"Informacje jakie posiadamy są tak zaskakujące, że obawiamy się tego co moglibyśmy znaleźć tam na dole." powiedział Dr. Azzacov, menadżer projektu na obszarze Syberii."

Odnosząc się do dalszej części tej historii - geolodzy osłupieli. Po tym gdy przewiercono się ledwie kilka kilometrów wgłąb ziemi, natrafiono na pustą przestrzeń (znacząco zwiększyły się obroty wiertła) - wyżłobienie w skorupie ziemskiej.

Kolejną niespodzianką na jaką napotkali badacze była wysoka temperatura na granicy odwiertu. Kalkulacje pokazały, że wynosiła ona 1100 stopni Celsjusza. "To dużo więcej niż oczekiwaliśmy" - powiedział Azzacov.

"Ostatnie odkrycie było najbardziej szokujące dla naszych uszu, tak bardzo, że naukowcy bali się kontynuować projekt. Próbowaliśmy dokonać odsłuchu ruchów tektonicznych przy użyciu superczułych mikrofonów, które zostały wprowadzone do odwiertu. To co usłyszeliśmy uczyniło z tych logicznie myślących naukowców kłębek nerwów. To był dość słaby ale wysoki dźwięk, który jak się z początku wydawało musiał pochodzić z naszego własnego sprzętu" - wyjaśnia Dr. Azzacov.

"Po dostrojeniu i przeprowadzeniu kilku pomiarów zdaliśmy sobie sprawę, że dźwięk pochodzi z wydrążenia. Nie mogliśmy uwierzyć naszym uszom. Słyszeliśmy odgłosy człowieka, krzyczącego z bólu. Przy tym wyraźnym dźwięku słyszeliśmy w tle tysiące innych, a może i miliony krzyków. Po tym koszmarnym odkryciu, połowa naukowców zrezygnowała z dalszych prac. Na szczęście to co jest tam na dole już tam pozostanie." podsumował Dr. Azzacov.

Brzmi niewiarygodnie prawda? To co często pomijane w tej historii to jej dalsza część:

To co prawdziwie wytrąciło Rosjan z równowagi, poza koszmarnymi nagraniami, to fontanna fosforyzującego gazu, który wystrzelił tej samej nocy z odwiertu. Pośród chmury gazu ukazała się świetlna istota o skrzydłach nietoperza, przedstawiająca się słowami (po rosyjsku): "I have conquered".

Incydent ten był całkowicie nierealny. Rosjanie płakali z przerażenia, mówi Bjoerne Nummedal (sejsmolog) - "Później tej samej nocy, widziałem zespoły medyczne zajmujące się obłąkanymi. Kierowca, którego znam powiedział mi, że przekazano mu, aby każdemu podano medykamenty mające doprowadzić do wyczyszczenia pamięci krótkotrwałej. Rosjanie używali takich środków wobec ofiar będących w ciężkim szoku."

Dalsza część historii jest jeszcze bardziej niewiarygodna niż jej początek. Świetlista istota o skrzydłach nietoperza? Myślę, że można było wymyślić coś lepszego.

Badacz takich niewiarygodnych historii Rich Buhler, prowadzący swój własny show radiowy, postanowił sprawdzić czy naprawdę zarejestrowano odgłosy prosto z piekielnych czeluści.

"Po raz pierwszy usłyszałem o tej historii od ludzi, telefonujących do mojego programu radiowego. Było to na początku roku 1990. Fala telefonów była tak duża, że obiecałem słuchaczom zajęcie się tą sprawą. Większość słuchaczy mówiła, że o całej tej historii dowiedziała się z "Trinity Broadcasting Network" - chrześcijańskiej stacji telewizyjnej mieszczącej się w Południowej Kalifornii. Zadzwoniłem więc do TBN z pytaniem o całą historię. Zostałem odesłany do kobiety, która powiedziała: "Tak, to prawda. Posiadamy dokumentację. Historia znajduje się w naszym najnowszym newsletterze." Rzeczywiście, znalazłem cały artykuł na grupie dyskusyjnej powiązanej z tą stacją telewizyjną. Według TBN fiński artykuł o "piekielnych odgłosach" został im przekazany przez ewangelistę z Teksasu - R. W. Schambach, będącego zresztą częstym gościem ów stacji.

Sprawdziliśmy u źródła w biurze R. W. Schambach'a i znowu utwierdzono nas w przekonaniu, że historia ta zdarzyła się naprawdę. Schambach powiedział, że posiada artykuł wprost z "szanującego się naukowego wydawnictwa" fińskiego, podobnie jak posiada list od pewnego Norwega - Age Rendalen'a, który potwierdził całą historię. Rendalen wysłał swój list bezpośrednio do "Trinity Broadcasting Network", a detale jakie przekazał dodały całej historii dodatkowego wymiaru.

Rendalen powiedział stacji telewizyjnej, że był z wizytą w Stanach Zjednoczonych i natrafił na program telewizyjny, w którym przedstawiono historię o koszmarnym odwiercie. Napisał: "Muszę przyznać, że śmiałem się kiedy usłyszałem o tej opowieści. Nie uwierzyłem w ani jedno słowo i komentowałem wtedy całą tę sprawę, mówiąc swoim przyjaciołom, że Amerykanie z pewnością muszą być bardzo łatwowierni wierząc, że piekło może być ulokowane fizycznie w dziurze w ziemi. Nie potrafię wam nawet powiedzieć, jakim szokiem było dla mnie, kiedy wróciłem do Norwegii i znalazłem w gazetach mnóstwo wzmianek na temat tego zdarzenia. Nagle zdałem sobie sprawę, że jeśli tam rzeczywiście było piekło, z pewnością tam skończę. Ogarnął mnie ogromy strach i przez dwie noce śniłem o ogniu i krzykach zanim nie odwróciłem się w stronę Boga i powierzyłem mu swoje życie w jego ręce."

W swoim liście do stacji telewizyjnej Rendalen zachęcał, aby nie pozwolić sceptykom na jakąkolwiek dyskusję na ten temat. Załączył kopię i tłumaczenie artykułu z prasy norweskiej, gdzie znalazły się dodatkowe informacje na temat odwiertu. Właśnie w tym fragmencie znalazła się informacja o świetlistej istocie, która wyłoniła się z kolumny gazu.

Wraz ze swoim zespołem postanowiłem dalej dociekać prawdy. Fińska gazeta - "Ammennusastia", która jest cytowana prawie zawsze gdy mowa o powyższym incydencie, posiada swoją placówkę na obszarze zwanym Levasjoki. Skontaktowaliśmy się z przedstawicielem tej placówki, który poinformował nas, że wydawnictwo to nie jest "prasą naukową" jak nam powiedziano na początku, ale miesięcznikiem grupy fińskich chrześcijan. Opowieść o piekle opiera się na ustnym przekazie innego redaktora, który o całej sprawie wie z fińskiego dziennika "Etela Soumen".

Kolejny kontakt z dziennikiem przyniósł nowe informacje. Okazało się, że artykuł rzeczywiście był publikowany, jednakże w sekcji, która zawierała listy od czytelników. W praktyce, w sekcji tej mógł znaleźć się dowolny tekst, bez pokrycia w rzeczywistości. Postanowiliśmy jednak drążyć ten temat do samego źródła kontaktując się kolejno z autorem informacji w "Etela Soumen" - starszym mężczyzną, który o całej sprawie dowiedział się z chrześcijańskiego newslettera - "Vaeltajat" publikowanego przez fińskich misjonarzy. Przedstawiciel "Vaeltajat" poinformował z kolei, że historia była publikowana już w 1989 roku. Skąd o niej słyszeli? Od jednego z czytelników, który również przeczytał o całej sprawie w innym wydawnictwie "Jewels of Jericho" z Kalifornii. Tutaj ślad się urwał.

Czy zatem cała ta historia to tylko typowa miejska legenda, sensacyjna i niemożliwa do udowodnienia, żyjąca tylko dzięki cytowaniu jej przez kolejne wydawnictwa? Na domiar wszystkiego, Age Rendalen rzekomo przyznał się, że sfabrykował opowieść o świetlistej istocie, tylko po to, aby sprawdzić, czy wydawnictwo dołączy ją do opowieści o odwiercie bez sprawdzenia jej autentyczności.

Wycinek z amerykańskiej prasy

Broniący historii o koszmarnym odwiercie argumentują, że nie można udowodnić, jakoby cały incydent został zmyślony. Sceptycy odwołują się do faktu powielania historii przez kolejne media - co ma dowodzić braku jednego słusznego źródła i tym samym braku wiarygodności. Warto jednak nadmienić, że autorzy kolejnych publikacji "poszli na łatwiznę" tworząc jedynie przedruki i być może nadmiernie ubarwiając całą historię. Dlaczego nikt nie przeprowadził wiarygodnego wywiadu z ekipą geologów? Dr. Dimitri Azzacov, Bjoerne Nummedal, Y. A. Kozlovsky - te trzy osoby, które jeśli jeszcze żyją mogą powiedzieć co naprawdę zdarzyło się w 1989 roku na Syberii.

Jacques Costeau - słynny podwodny badacz, skończył z głębokim nurkowaniem na jakiś czas przed swoją śmiercią. Mawia się, że w jednej z podwodnych jaskiń jakie badał usłyszał krzyki cierpiących ludzi.

"Jako komunista, nie wierzę w niebo i Biblię, ale jako naukowiec wierzę w piekło" - Dr. Dimitri Azzacov.

Źródło: zmianynaziemi.pl/forum/rosyjska-dziura-piekla-najglebszy-odwiert-swiecie

Głęboka dziurka

A................h • 2012-08-16, 23:00
Zanim kamyczek doleci do dna mija ok. 30 sekund.
Chuj wie co to za bunkry.


Jeśli było to sorry. Ciężko znaleźć coś normalnego, jeśli się szuka tagów "głęboka dziura"
Pener • 2012-08-16, 23:05   Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (161 piw)

Szukali ropy pod dnem jeziora

BongMan2012-07-01, 12:48
Przypadkiem przebili się do kopalni soli.