Kobiety z kilku krajów świata wysyłają do birmańskich ambasad majtki w ramach protestu przeciw wojskowym władzom Birmy i ich niedawnej brutalnej rozprawie z opozycją. W Azji istnieje przesąd, zgodnie z którym kontakt z damską bielizną pozbawia władzy.
"To wyjątkowo silny przekaz w kulturze Birmy i całej Azji Południowo-Wschodniej" - powiedziała cytowana w piątek przez Associated Press działaczka ruchu "Panties for Peace" Liz Hilton. Uważa się, że cała birmańska junta, a szczególnie jej przywódca generał Than Shwe są bardzo przesądni.
Hilton powiedziała, że kobiety z Tajlandii, Australii, Singapuru, Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy zaczęły wysyłać, czy też przekazywać swą bieliznę do birmańskich placówek dyplomatycznych.
"Możesz nadać, dostarczyć, czy wrzucić swoje majtki do najbliższej birmańskiej ambasady kiedy chcesz. Wyślij szybko i rób to często!" - napisała na swej stronie internetowej organizacja.
Fala demonstracji w Birmie wybuchła około połowy września i trwała ponad dwa tygodnie, spotykając się ze zbrojną odpowiedzią policji i wojska, a następnie z falą represji, których skala nie jest jeszcze w pełni znana. Represje wobec opozycji spowodowały już - według źródeł dysydenckich - blisko 200 ofiar śmiertelnych, tymczasem władze Birmy utrzymują, że było ich dwadzieścia razy mniej. (aka)