Blisko osiem ton śmieci próbowali nielegalnie porzucić w krzakach, nieopodal drogi prowadzącej z Nieczajny do Kowalewka (gmina Oborniki), oddani parafianie kościoła pw. św. Bartłomieja Apostoła w Objezierzu. Trzech mężczyzn przyłapanych przez strażników miejskich tłumaczyło się, że wykonują tylko polecenie księdza proboszcza.
- Otrzymaliśmy anonimowy telefon z informacją, iż duże ilości śmieci zostaną zakopane w ziemi - informuje Jacek Klawiter, komendant Straży Miejskiej w Obornikach.
Strażnicy miejscy postanowili sprawdzić zgłoszenie i patrolowali teren przez kilka kolejnych godzin.
- Tego samego dnia złapaliśmy trzech mężczyzn, którzy na dzikim wysypisku między Nieczajną a Kowalewkiem próbowali zakopać około osiem ton odpadów - mówi Jacek Klawiter.
Funkcjonariuszom udało się złapać mężczyzn, zanim jeszcze zakopali śmieci.
Wśród znalezionych odpadów przeważały znicze i wieńce, co wskazywało na to, iż mogą one pochodzić z jednego z pobliskich cmentarzy.
Przypuszczenia strażników potwierdziły się w ciągu kolejnych dni, kiedy to sprawcy całego zamieszania zostali przesłuchani.
- Podczas przesłuchania mężczyźni przyznali, że o pomoc w wywiezieniu śmieci z objezierskiego cmentarza poprosił ich ksiądz - tłumaczy komendant.
Ksiądz jednak odpiera zarzuty.
- Nic mi nie wiadomo, żeby parafianie chcieli te śmieci tam zakopać. Widocznie nie jechali ich wysypać normalną drogą, tylko na skróty przez Nieczajnę - odpowiada Zbigniew Szlachetka, proboszcz parafii pw. św. Bartłomieja Apostoła w Objezierzu.
Duchowny twierdzi, że wywóz odpadów zlecił zajmującemu się tym przedsiębiorstwu.
- Prosiłem firmę z Nieczajny o wywiezienie śmieci do Uścikówca. Panowie pojechali przerzucić to wszystko na przyczepy. Powiem szczerze, że którędy oni jechali, to nie wiem. Jeśli ktoś mi pomaga, to jeszcze mam na takie szczegóły patrzeć? - tłumaczy ks. Szlachetka.
Gdzie wcześniej trafiały odpady z objezierskiego cmentarza? Ustaleniem tego faktu zajmą się strażnicy miejscy. Funkcjonariusze, chcąc załatwić sprawę polubownie, porozumieli się z księdzem i obciążyli kosztami wywozu odpadów w wysokości blisko 2 tys. zł.
- Śmieci zostały wywiezione na wysypisko do Uścikówca. Rachunek w wysokości 1930 złotych zapłacił ksiądz proboszcz - informuje Jacek Klawiter.
Ksiądz Zbigniew Szlachetka nadal twierdzi, że taka sytuacja nie miała miejsca. Duchowny wyznaje, że zamierzał pozbyć się śmieci legalnie i nie rozumie skąd to całe zamieszanie.
- Pierwszy raz słyszę o takiej sytuacji. Wydaje mi się, że panów ze straży miejskiej fantazja poniosła. Może lubią takie historie i sensacje - dodaje duchowny.