Byłem dzisiaj z koleżanką w restauracji w centrum handlowym w Poznaniu, gdzie moja dziewczyna pracuje jako kelnerka. Słyszałem już mnóstwo jej historii na temat nowotworu społecznego jakim są cyganie, jednak dzisiaj mogłem doświadczyć tego na własnej skórze. Siedzimy tuż koło baru, czekamy na nasze zamówienia, i nagle pojawiła się wataha (inaczej tego nazwać nie można, 5 cyganek + każda z chmarą małych gównożerców). Zaznaczyć trzeba, że nie były to typowe cyganki, które możemy na codzień spotkać w rynsztokach albo pod kościołem. Ubrane były w drogie ciuchy, całe w złocie, zrobione włosy, makijaż itd. I teraz kilka sytuacji, które świadczą o tym, że gruzożercy nie powinni mieć wstępu do publicznych miejsc:
-jedna z nich usadziła swoich synów na barze, po czym te małe gnojki zaczęły wybierać bułeczki z koszyka na pieczywo, lizać je i odkładać z powrotem. Powiedzieliśmy o tym mojej dziewczynie, żeby je wybrała i wyrzuciła, ale jedna z cyganek to usłyszała i zaczął się mayhem, zaczęła nas wyzywać, żebyśmy nie szeptali, bo oni nie są głupi, że jesteśmy rasistami itd.
-Moja dziewczyna jest jedyną kelnerką, więc w godzinach zapierdolu musi się trochę nabiegać. Cyganki podeszły po 2 minutach od zamówienia z ryjem, gdzie są ich napoje, po odpowiedzi, że musiała wydać zamówienia, gruzożerki oświadczyły, że one płacą, więc wymagają i ich nie obchodzi, że ktoś był przed nimi
-W koło czyste, uprzątnięte, DUŻE stoły - nie, te kurwy muszą usiąść przy najmniejszym w 15 osób (!!!), do tego jeszcze nie posprzątanym po poprzednim gościu. Jakiś mały śmieć podbiega do mojej dziewczyny, szarpie ją za zapaskę i z żądaniem w głosie drze się: "Pani pójdzie posprzątać, brudno jest (ta, jakby brud im przeszkadzał), pani tu nic nie robi!". Do tego zamówiły żarcia za 500 złotych, to taki ich zwyczaj, 20-25 dań, i ze wszystkiego jedzą tylko trochę, np. z całej pizzy tylko jeden kawałek. I jako kelnerka spróbuj poprosić o zmianę stolika - nie, tu usiadły, tutaj chcą mieć biesiadę, co z tego, że fizycznie niemożliwym jest ustawienie 25 talerzy na stole metr na metr.
-I ostatnie, siedzimy, jemy, na przeciwko mnie usiadły właśnie te brudasy, staram się nie patrzeć w tamtym kierunku, coby nie popsuć sobie apetytu, jednak w pewnym momencie mój wzrok padł na ich stolik. Jedna z cyganek wyjęła prawie całego cycka zza bluzki i zaczęła wyciskać pryszcza, w restauracji kurwa, czekając na jedzenie. Uznaliśmy, że nie będziemy sobie psuć obiadu i poszliśmy w drugi koniec foodcortu, tuż przy restauracji z owocami morza, do której cyganie nigdy nie przychodzą (Moja teoria: ryby -> morze -> woda -> strach przed czystością).
I tu nasuwa się moje pytanie. Jaki cel mają rządy zarówno Polski, jak i krajów zachodniej Europy, w promowaniu tej zarazy, utrzymywaniu jej? Nie słyszałem o podatkach od żebrania ani gruzowisk, więc raczej powody finansowe odpadają. To samo z dziennikarzami (czytaj np. Welmanowa), broniącymi w telewizjach śniadaniowych biednej, uciskanej przez złych Polaków mniejszości romskiej. Zastanawia mnie, co mieli by do powiedzenia po tygodniu pracy np. w gastronomii i czy nadal tak bardzo broniliby "biednych" romów.