Matka milfo-sado-śmieszek...
tu nie ma co tłumaczyć, a córeczki za 3-4 lata faktycznie gotowe do adopcji
Ogłoszenie zamieszczamy grzecznościowo. Nie znamy dobrze sytuacji, ale z korespondencji wynika, że opiekunowie próbowali już wielu sposobów. Nie oceniajcie, bo czasami są sytuacje kiedy najlepszym wyjściem dla wszystkich, jest znalezienie nowego domu.
"Zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc. Niestety zostałem zmuszony do oddania w dobre ręce 12 letniej kotki rasy syberyjskiej. Ostatecznym powodem takiej decyzji stał się niemowlak, który w listopadzie pojawił się w naszym domu - mój syn. Posiadaczem kotki staliśmy się po śmierci mojej cioci, jest u nas ponad dwa lata. Od samego początku przejawia agresywne zachowania, nie ma z nią żadnej interakcji, a próba pogłaskania kończyła się nawet na pogotowiu. Wielokrotnie próbowaliśmy ją oswoić, kończyło się fiaskiem. Jednak nie wchodząc jej w drogę dało się funkcjonować pod jednym dachem. Sytuacja zmieniła się diametralnie po pojawieniu się dziecka. Kot zaczął załatwiać swoje potrzeby w całym domu, głównie obsikując i zostawiając kupy w rzeczach małego dziecka, a także w naszej pościeli, szafach, na kanapie, dosłownie wszędzie. Bez wątpienia jest to wynik pojawienia się dziecka, a nie żadnej choroby, bo przed tym faktem kot nie przejawiał takich zachowań. Co więcej stał się jeszcze bardziej agresywny, interesuje się gdzie przebywa mały, chodzi za nami kiedy mamy syna na rękach i fuczy. Boimy się, że w momencie gdy dziecko zacznie raczkować bądź wcześniej, w nocy, zrobi mu coś -podrapie, pogryzie. Niestety nie widzimy innego rozwiązania, wzięliśmy ją dlatego by jej pomóc, ale odrzuca wszelkie próby pomocy, a teraz stanowi już zagrożenie dla dziecka. Może jest to wynikiem naszej nieznajomości kociej natury i po prostu ktoś znający się na charakterach kotów będzie w stanie zaoferować jej o wiele lepszy dom. Nie chcemy oddawać jej w pierwsze lepsze ręce. Gdybyśmy dalej przebywali sami pewnie po prostu byśmy dalej żyli mijając się, ale teraz jesteśmy po prostu przerażeni i zatroskani o zdrowie naszego dziecka.
Bardzo prosimy o pomoc."
Do tragedii doszło w miejscowości Cardiff w Wielkiej Brytanii. Dziewczynka została umieszczona pod opieką homoseksualnej pary we wrześniu 2015 r. W tym czasie opiekę nad dzieckiem wspólnie z parą sprawował urząd Vale of Glamorgan w południowej Wali, którego urzędnicy odwiedzili parę 12 razy. MatthewScully-Hicks znęcał się nad dzieckiem, gdy jego partner był poza domem. Dziecko miało ma ciele liczne obrażenia ciała i urzędnicy przeprowadzili pięć konsultacji medycznych, ale pomimo tego nikt nie wstrzymał procedury adopcyjnej.
Sąd przyznał homoseksualnej parze prawa do opieki 12 maja, a niecałe dwa tygodnie później dziecko zostało śmiertelnie pobite. Jak podają brytyjskie media, na kilka godzin przed tragedią, mężczyzna zabrał dziecko do sklepu z ubraniami, żeby kupić jej strój na przyjęcie z okazji zakończenia procesu adopcji.
Agresywny mężczyzna został skazany na 18 lat więzienia. Policja wszczęła śledztwo i sprawdza, czy urzędnicy kontrolujący proces adopcji mogli dopuścić do zaniedbania swoich obowiązków.
Słowacy z całych sił walczą dziś, by pokonać Polaków w specyficznym wyścigu o miano najbardziej nietolerancyjnego i homofobicznego narodu w tej części świata. U naszych południowych sąsiadów trwa właśnie referendum w sprawie stanowczego zakazu zawierania małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez pary tej samej płci.
Na wstępie zaznaczyć trzeba, że takie zakazy w słowackim systemie prawnym obowiązują już od ubiegłego roku. Po tym, jak w maju 2013 roku przeforsowano uznanie orientacji seksualnej jako dobra chronionego przez słowacki kodeks karny i uznanie czynów przestępczych motywowanych homofobią za działanie zasługujące na szczególne potępienie, rok później politycy Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego i rządzący... socjaldemokraci ze SMER postanowili pójść w drugą stronę. W czerwcu ubiegłego roku do słowackiej konstytucji – prawie jednogłośnie – wpisano więc, iż za małżeństwo można uznać jedynie związek mężczyzny i kobiety.
Po co więc sobotnie referendum? Działacze ultrakonserwatywnego Sojuszu dla Rodziny uznali, iż nowe konstytucyjne normy niewystarczającą chronią Słowację przed zagrożeniem ze strony związków homoseksualnych. Ponad 400 tys. Słowaków, którzy w 2014 roku podpisali się pod wnioskiem o rozpisanie referendum, Sojusz przekonał argumentując, iż wolę narodu wyrażoną w ten sposób trudniej będzie zmienić przy okazji kolejnej nowelizacji ustawy zasadniczej.
Spot przedreferendalny, w którym Słowacy ostrzegają przed homoseksualnymi związkami.
Spot przedreferendalny, w którym Słowacy ostrzegają przed homoseksualnymi związkami.•YouTube.com/Reklamy
Poza tym, Słowacy głosują w sobotę nie tylko w sprawie zakazu zawierania małżeństw homoseksualnych i adopcji sierot przez związki jednopłciowe, ale także ustawowemu prawu do odmowy posyłania dzieci na zajęcia szkolne, na których uczy się o seksie lub eutanazji. – To referendum może doprowadzić Słowację do znaczącego kroku wstecz – Barbora Černušáková z Amnesty International.
Żeby tak się stało, do urn musiałoby pójść dziś co najmniej 50 proc. uprawnionych do głosowania obywateli Słowacji, z których większość musiałaby zagłosować za powyższymi postulatami. Według słowackich mediów, taki scenariusz może być jednak trudny do zrealizowania. Do lokali wyborczych w tej sprawie niezbyt chętnie ciągnie bowiem liczna na Słowacji społeczność Romów. Wielu innych Słowaków od głosowania "w obronie rodziny" odstręczają natomiast trudne warunki atmosferyczne, szczególnie szalejące na Słowacji wichury.
Źródło: ta3.com