@Norti: Wszystko ładnie pięknie, tyle, ze do programowania nikt mnie nie zmuszał i nie zachęcał ( nawet przeszkadzał), a teraz prowadzę własną firmę.
I pomimo "edukacji" wciąż czytam książki (ja nie przeczytam przynajmniej jednej na miesiąc to chodzę po ścianach), szkoła nie obrzydziła mi książek, za to matematykę czy fizykę bardzo i teraz jak podchodzę do problemów matematyczno-fizycznych, to czuję wstręt, bo przed oczami mam obraz nudnych szkolnych ławek i napierdalania 50 zadań ze zbioru matematyki, żeby utrwalić sobie wzór na deltę (gdzie w prawdziwym życiu, jak nie wiem jakim algorytmem się posłużyć, to odpalam Wikipedię/Googla/*.edu.pl (z Googla
), czytam opracowanie i wdrażam algorytm.
Tyle, że poszukiwania informacji, uczenia się i wdrażania algorytmów tez nauczyłem się sam i poznałem kilka lepszych, szybszych i łatwiejszych sposobów na niektóre rzeczy, niż te co uczą w szkołach.
Co do materiału.. sam jestem sceptykiem co do tego, bo dzieciaki nie mają w sobie wyrobionego mechanizmu samodyscypliny. Byłbym raczej za tym, żeby można było sobie dobierać przedmioty (kilka obowiązkowych jak matematyka (sorry), fizyka (sorry), język ojczysty w zakresie podstawowym - głownie gramatyka i ortografia (sorry), historia kraju i to głownie czasy nowożytne, a nie 3 klasy starożytności i średniowiecza i 2h I Wojny Światowej i dwudziestolecia miedzy-wojennego (nie sorry
); oraz dodatkowe, jak np. literatura (gdzie w formie zaawansowanej omawiane są książki i twórczość, humanizm i inne... Dla tych co chcą być humanistami, a nie dla wszystkich). Coś jak w stylu Hamerykańskim. Dzieciaki stale poszukują swojego ja, więc nie robiłbym problemu z tym, żeby jak im nie pasują przedmioty dodatkowe, żeby sobie zmienili, bo np. jeśli czują się w muzyce dobrze, to po co ich chemią męczyć. Nie robiłbym nawet sprawdzianów, ale końcowy egzamin dojrzałości, gdzie podchodzi się do obowiązkowych przedmiotów i np. wybranych 3 dodatkowych. Uczeń ma do dyspozycji Internet, książki jako pomoc naukową i ma opracować temat/projekt. Ma na to X czasu, powodzenia. Jak się przygotuje jego wola, jak nie, trudno, zawsze może podejść drugi raz (kluczem jest tu trzymania Giertycha z dala od Edukacji
), nawet jak zda, a chce sobie poprawić wyniki.
To czy uczeń będzie chodził do "szkoły" czy siedział w domu i jak się uczył zależy od niego. Piszę "szkoły", bo to nie byłaby tradycyjna szkoła z ławkami itp., ale raczej miejsce, gdzie można spotkać nauczyciela z danej dziedziny, który pomógłby z problemem jeśli uczeń miałby problem, ale nie chodzi głownie o to, ale o możliwość udostępnienia narzędzi i pracowni, np. laboratorium chemicznego, elektrycznego, czy fizycznego (nie każdy w domu mógłby sobie pozwolić na takie coś). Sądzę (i graniczy to niemal z pewnością), że do takich instytucji uczniowie waliliby chętnie jak do biedronki po piwo
Ale najsampierw, to trzeba by zmienić myślenie elit i opinii publicznej: "Co jak nie zda i nie będzie chciał się uczyć?"
Nic, do łopaty i na kasy też trzeba ludzi. Nauka to nie obowiązek, tylko dar i przywilej. Nie musi doświadczać jej każdy chociażby na siłę. Mój najmłodszy brat po latach oporu w edukacji, jak poszedł do roboty z nawet nie pamiętam czy pełnym zawodowym, szybko zrozumiał, że dla jego ludzi z wykształceniem nie ma po pierwsze pracy, po drugie dobrze płatnej pracy. Teraz zapierdalając w Holandii, sam się tam zapisał do szkoły, żeby podnieść swoje wykształcenie (i wiedzę przy okazji). Tak, nic tak nie motywuje do pracy jak pieniążki i poczucie wstydu
Tyle ode mnie, a teraz możecie scrollować dalej. Wasze opinie mam gdzieś, miłego dnia :]
Zasrana autokorekta, jakby jakiś wyraz nie pasował w zdaniu, to przez nią.