Właśnie to jest ten punkt, w którym ktoś chyba nie rozumie ogólnej koncepcji.
Po prostu do niektórych "czynności" mężczyzna ma lepsze predyspozycje - niestety, różnimy się budową ciała - ot co. Nie ma co tutaj cudować i wymyślać.
Tak samo jak z równouprawnieniem - kończy się wtedy, gdy trzeba wnieść meble do mieszkania.
Mieszasz błędnie wiele elementów. Chodzi o to żeby np. społeczeństwo nie piętnowało faceta lub kobiety za to, że ma niestereotypowe zainteresowania. To, że każda płeć ma statystycznie większe predyspozycje to inna kwestia. Ja jestem przeciwny parytetom.
Równouprawnienie to posiadanie równych praw. To nie jest jakiś chory równy podział obowiązków. I przejawem braku równouprawnienia jest np. to, że kobiety nie musza płacić za wjazd do wielu klubów. Wnoszenie mebli to kompletne przeinaczenie pojęcia "równouprawnienie".
Właśnie to jest ten punkt, w którym ktoś chyba nie rozumie ogólnej koncepcji. Z tego co mi wiadomo chodzi o unikanie narzucania ról społecznych. To znaczy, że np. jeżeli ktoś jest facetem to nie musi robić tylko rzeczy, "które zrobiłby facet" i jeżeli ma ochotę zajmować się domem, szydełkować to niech to robi.
Tutaj to jest już gruba przesada kiedy indywidualność każdego człowieka musimy zamykać w jakiejś wyimaginowanej płci... Czyli jeżeli np. jesteś facetem i lubisz samochody ale nie lubisz czarnych samochodów to wg tych geniuszy jesteś nie-binarnym samico-samcem, który w 99% jest facetem, a w 1% kobietą...
Lewactwo lewactwem - zawsze w moim sercu. No ale wymyślanie 1000000 płci nie ma żadnego sensu.