Nemrod90 napisał/a:
Zawsze mnie zastanawia co trzeba mieć we łbie i ile wpierdalać, by doprowadzić siebie do takiego stanu. Naprawdę nie rozumiem. Ja niczego sobie nie żałuję, ani dobrego żarcia, ani alkoholu, a mimo wszystko mam prawidłową wagę ciała.
Brawo Ty.
Kiedyś alkoholizm uważany był za cechę osobowości - dzisiaj wiemy, że to choroba. Podobnie było z depresją. Jeszcze w latach 90' na depresję przepisywali spacer...
Otyłośc to choroba, wypadkowa genów, metabolizmu i nawyków. Ktoś powyżej nazwał mnie ulańcem... Mam 125/75 ciśnienia, 80 cukru, serce zdrowe jak dzwon, idelane wyniki krwi. Pracuję jako zbrojarz, walę 17 000 kroków codziennie na budowie, poza obwisłymi cyckami i zwisłym brzuchem wszędzie jestem docięty. Sylwetka w trójkąt.
Nie zawsze waga idzie w parze z otyłościa. Sam siedze na diecie od 2 lat, ćwiczę 5 razy w tygodniu, wstrzykuję MONJUARO za 400zł na tydzien w insulinówkach i wiesz co ? Gówno to daje. wciąż mam taką wage, wciąż probuje nowych i nowych metod przepisywanych przez dietetyków, poradnie metaboliczne i reszte nfz-tu. Zjadam 1/3 wiecej niż inni, na samo zarcie wydaję kupe kasy, lece na ryzach, tuńczykach, soczewicy. Czesto robie sobie tydzien bez miesa, nie cukruje, nie sole, nie smażę, nie podjadam.
Tak, wiem.... Że są zapasione kurwy, którym sam bym najchetniej wyjebał liścia w ten tłusty ryj... Ale są też ludzie którzy tak jak ja ładują 3500zł w diety, leki i lekarzy na miesiąc i wciąż są uważani za "spaślaka".
taka moja uroda, no cóż.