Poziom nauczania odzwierciedla niemal dokładnie poziom naukowców pracujących w uniwersytecie. Wprawdzie dobry naukowiec, to nie zawsze dobry dydaktyk, ale osoba z większa wiedzą może przekazać większą, ponieważ takową posiada. Tam gdzie pracują najlepsi naukowcy, tam też są najlepsi studenci, a co za tym idzie poziom nauczania też jest najwyższy. Rankingi, które Ci podałem, odnoszą się nie do najlepszych szkół w kraju, tylko najlepszych szkół na świecie. Ich absolwenci dostają później Noble, publikują w Nature i Science itd. Na naszych uczelniach w większości przypadków tkwimy w XIX-wiecznych teoriach albo nie mamy pieniędzy na aparaturę badawczą. Ci co się wybijają robią to tylko dlatego, że mają twarde dupy i niesamowite samozaparcie.
Inną sprawą jest coś, co nazywasz "poziomem". Poziom to u nas był w latach 70 i wcześniej. Chodzi Ci pewnie o trudność przekazywanej wiedzy. Cóż z tego, że jest trudno, skoro później nikt nie potrafi tej wiedzy zastosować albo zwyczajnie jej nie rozumie? To jak to jest, że z Harvardu ludzie dostają Nobla, a z UW czy UJ muszą szukać pracy w zagranicznych korporacjach? Tak wysoki poziom, a tak marny rezultat