Nie znam się, ale czy przypadkiem nam PKB na osobę nie leci w górę bo mamy mniej polaków (czyli mniejszy mianownik)?
Poza tym, na chuj mi to pkb, skoro zarobki ludzi poniżej średniej są tak chujowe że nie idzie żyć dobrze? Jak w polowie lub 2/3 miesiąca ludziom zaczyna powoli brakować, a kasą się nie rzuca na lewo i prawo tylko wydaje na jedzenie i rachunki, ubrania itp?
Według mafii
Zapłać, Uklęknij, Spierdalaj mamy 1,5k zł minimum a jakieś 3,4k/msc średniej. To jest wg. kursu od infobota 363 euro płacy minimalnej i 824 euro średniej. Po co to piszę? Bo zapytajcie się znajomych/rodziny za granicą ile płacą za chleb, kawę, czy różne słodycze, warzywa. Albo ile u nich kosztuje kanapka w Subwayu/Śmieć Donaldzie, przeliczcie te jełro na złotówki i porównajcie z naszymi cenami. Prawie tyle samo. A ile oni zarabiają a ile my? To już inna historia.
(Do tych którzy mówią że za granicą są inne podatki i też to kosztuje - Tak ale nas też rżnie państwo, chociażby kosmicznymi podatkami od zarobków).
PKB pokazuje (o ile nie fałszowane) że się rozwijamy, ale kurwa rozwijamy się po co? W jakim kierunku? Skoro nam PKB ciągle zapierdala w górę przez te lata, a ja w tym czasie widziałem jak ceny szły w górę a ile rodzice zarabiali nie, ile inni zarabiali? też nie.
Więc pytam: Co z tego, że kraj się rozwija, skoro wszystko po staremu i kiepsko się żyje?