A ja napierdalam od jakiegoś czasu zakupy w Biedronce na Mokotowie, ostatnio wziąłem 100 zł, najebałem cały koszyk i nie wiedziałem czy mi starczy, a wyszło 55 zł.
Chuj mnie strzela, jak muszę podejść do osiedlowego sklepu i naliczają mnie tyle samo za rzeczy na obiad. Jeśli komuś przeszkadza, że trzeba wziąć towar z palety, a nie z półeczki to niech przepłaca. I w Biedzie nie robią zakupów stare baby, jak to się przyjęło- w każdym razie niewiele, bo by w tłoku zawału dostały- tylko masa raczej młodych, dobrze ubranych ludzi.
W portfelu mam miesięcznie ze cztery stówy więcej, więc po co być baranem i nabijać jakiemuś żydkowi kabone.
O cenach alko nie wspomnę