Wysłany:
2013-03-02, 21:21
, ID:
1904149
3
Zgłoś
Teraz to chyba najwięksi desperaci na czołgi idą! W czasie I WŚ czołg opracowano aby przedłużyć życie żołnierza na polu bitwy i tak w istocie było. W czasie II WŚ ta ochrona nie była już taka oczywista, czołgom zagrażały nie tylko inne, lepiej opancerzone czołgi (sławne Tygrysy naprzeciwko Shermanom, które nie mogły przebić ich pancerza czołowego) samoloty, armaty i piechota wyposażona w rakietnice ppanc a w terenie miejskim nawet byle wieśniak z butelką benzyny mógł obezwładnić czołg a potem wybijać ratującą się przed spaleniem żywcem załogę.
A w czasach nowożytnych to już tragedia, mój ojciec służył w pancerce i ich dowódca za każdym razem im powtarzał: "Jak się zacznie, a zacznie już niedługo (to był rok 79-81, tuż przed Stanem Wojennym), to wy idziecie na pierwszy front, ale nie idziecie walczyć tylko będziecie robić za ruchome cele ćwiczebne dla F-15". Wtedy Ramstein nie kojarzył się z zespołem heavymetalowym tylko z miejscem, z którego będa wylatywać twoi przyszli mordercy przed którymi nie sposób się obronić gdyż odpalają rakiety z miejsca odległego o kilkanaście kilometrów od czołgu...
Amerykanie w Iraku stracili znacznie więcej czołgów i żołnierzy je obsługujących w wyniku walk partyzanckich za pomocą improwizowanych materiałow wybuchowych i RPG-7 niż w czasie "klasycznych" pojedynków czołgowych, podobne statystyki mają teraz wojska syryjskie. Choć z drugiej strony - posyłanie czołgów w mocno zurbanizowany teren to czysta głupota.